środa, 26 czerwca 2019

Upał

Stwierdzam, że najlepszym sposobem na utrzymanie w miarę znośnej temperatury w domu jest zamknięcie wszystkich okien i zasłonięcie tych nasłonecznionych. Salon mam od południowej strony i nawet przy rozwiniętej markizie napływała mi do domu fala gorąca. Po zamknięciu okna temperatura przestała wzrastać, więc to jest to! Teraz na zewnątrz (po stronie północnej!) jest 36 stopni, a w domu niecałe 28. Wczoraj do godziny 21 było na dworze 30 stopni... i niech mi ktoś powie, że klimat się nie ociepla!
Przywiezione 10 lat temu z Chorwacji drzewko figowe przez kilka pierwszych lat zbytnio nie chciało rosnąć, a przez ostatnie 3 lata prawie dorównało mi wzrostem. I nawet zimy przetrzymuje! Jednej zimy, tej najgorszej dla mnie pod względem zdrowotnym, nawet nie okryłam korzeni, bo zupełnie nie miałam do tego głowy, a i tak drzewko przeżyło.
Do tego jest straszliwa susza, a w warzywniaku okrutna drożyzna, wczoraj mieli borówki po 53 zł za kg! Jagody po 35 zł, czereśnie prawie 20 zł... Koszmar.

Muszę być w pracy jeszcze trzy razy przed urlopem, jutro, pojutrze i raz w następnym tygodniu, i wreszcie wolne! Mam pełno różnych rzeczy do zrobienia w domu, tylko mógłby ten upał zelżeć, bo teraz jedyne co się chce, to leżeć pod wiatrakiem z zimnym napojem w ręku.

czwartek, 20 czerwca 2019

Koniec...

...a właściwie początek, bo rok szkolny 2018/2019 zakończył się, tym samym zgasiliśmy światło w gimnazjum, a Madzia zakończyła 6 klasę, ale dla Mikołaja otwiera się nowy etap i tym samym dla nas też, a jednocześnie zaczęły się wyjątkowo długie WAKACJE!
Uroczystość nr 1, czyli u Madzi, przebiegła prawie gładko. Prawie, bo wychowawczyni zapomniała wyczytać Madzię i jej kolegę do odebrania świadectwa z wyróżnieniem. Przyznam, że miałam szybką myśl pod tytułem, że pewnie w ostatniej chwili obniżono jej ocenę z zachowania, bo ze stopni nijak nie mogło wyjść niżej niż 5.0... ale wychowawczyni zreflektowała się i dzięki temu Madzia z kolegą dostali dodatkowe oklaski i dodatkowe wejście na scenę.
Uroczystość nr 2 była zdecydowanie dłuższa, bo trwała ponad 3 godziny :)
Najpierw każdy absolwent odbierał świadectwo. Dla każdego wychowawcy ułożyli krótką charakterystykę, a w tle wyświetlały się dawne zdjęcia każdego osobnika. Skupiłam się bardzo na tym, żeby tę część nagrać, i właśnie odkryłam, że jednak nie nagrało się... - przez co zupełnie zapomniałam, co powiedziano o Mikołaju :( Następnie wręczano nagrody za osiągnięcia dodatkowe i tu Mikołaj otrzymał nagrody za swoje konkursy geograficzne i za Kangura. W kolejnej części rodzice otrzymywali listy gratulacyjne i tu ja musiałam udać się na scenę po ów list! Potem była krótka część od rodziców dla dzieci, mieliśmy dla nich krótką przemowę i przeczytaliśmy Dezyderatę, a potem oni dziękowali nam i też otrzymaliśmy ręcznie robione drobne upominki. Następnie były podziękowania rodziców dla szkoły, a potem młodzież przygotowała przedstawienie i dziękowała nauczycielom. Mikołaj miał całkiem obszerną rolę w przedstawieniu i powiem, że byłam pod wrażeniem tego, jak wystąpił! Jeszcze kilka lat temu nie byłby w stanie aż tak się zaprezentować, to niezwykła przemiana!
Część oficjalna zakończyła się rozdaniem biretów i oczywiście rzucaniem biretami.
W części nieoficjalnej przewidziano poczęstunek i tańce, które nie wiem, czy doszły do skutku, bo zostałam tylko przez chwilę, zamieniłam parę słów i pożegnań z niektórymi znajomymi, i pojechałam do domu. Młodzież została w szkole, ale Mikołaj nocował u kolegi, więc nawet nie wiem, jak to się dalej potoczyło (wiem tylko, że zostali odebrani przed północą).
Szkoda, bardzo szkoda, że tak kończy się historia gimnazjum. Pamiętam, że kiedy wprowadzano tę reformę, byłam pod koniec studiów i zaczynałam pracę w szkole, i byłam wtedy bardzo przeciwna gimnazjom. Teraz, z perspektywy lat, uważam, że był to bardzo dobry pomysł i że gimnazja wyjątkowo się sprawdziły. Należało udoskonalić pewne błędy (np. lekko wydłużyć liceum) i mielibyśmy bardzo dobry system edukacji. Zamiast tego, wszystko wyrzucono do kosza, a ile historii się wczoraj nasłuchałam o odejściu nauczycieli z zawodu... Od nas ze szkoły odchodzi fantastyczny biolog, jeden z kultowych nauczycieli. Odchodzą nawet z bardzo dobrych liceów, bardzo dobrzy pedagodzy, to już wolę nie myśleć, co będzie się działo w tych gorszych szkołach...
Tak więc to by było na tyle. Jutro Mikołaja czeka kolejna wycieczka do liceum z kopią świadectwa (łącznie trzeba przejechać się tam 3 lub 4 razy, żeby dopełnić wszystkich formalności... to też jest jakiś absurd), i jeszcze 3 tygodnie czekamy na ostateczne rozstrzygnięcie rekrutacji.

wtorek, 18 czerwca 2019

Filip

Bałam się dzisiejszego dnia, ale na szczęście dobiega już końca.
Filip nie miał tomografii, bo lekarze obawiali się go znieczulać, zwłaszcza, że w perspektywie będzie kolejne znieczulenie. Zrobili mu echo serca oraz rtg z kontrastem, diagnoza przepukliny się potwierdziła, ale na szczęście w dość optymistycznym wariancie, bo powinno dać się to zoperować. Zapisałam go na zabieg na 4 lipca.
Od rana krążyłam dziś po mieście, bo klinika jest dość oddalona, trzeba było go zawieźć, po południu odebrać, w międzyczasie jakieś zakupy, i teraz padam z nóg, bardziej chyba z nerwów i emocji, ale jeżdżenie po mieście w godzinach szczytu też nieźle daje popalić.
Filip obraził się na nas śmiertelnie i udaje, że nas w ogóle nie zna.
Na uspokojenie zrobiłam 15 słoiczków dżemu z truskawek, bo akurat były na rynku w dobrej cenie, a gdybym nie zrobiła dziś, to jutro na pewno nie, a do czwartku mogłyby już nie wytrzymać.
Jutro będzie bowiem także męczący i emocjonujący dzień. Zakończenia szkoły mam dwa, bo normalna uroczystość u Madzi jest rano, a o 17 odbywa się część Mikołaja, która potrwa długo, bo po części oficjalnej, planowanej na około 2 godziny, będzie jeszcze część nieoficjalna z poczęstunkiem i tańcami. Ja mam zawsze na takich uroczystościach skłonność do wzruszania się, bo oczy mam raczej na mokrym miejscu, więc emocji znowu będzie co niemiara... Ale w końcu dla Mikołaja i dla nas jest to koniec pewnego etapu w życiu! Młodzież przygotowuje swoje przedstawienie, ale także i my jako rodzice mamy swoją tajemną część.
A ostatnio taki oto gość do nas zawitał. To drzewo mam przy samym tarasie :)

niedziela, 16 czerwca 2019

Kocie sprawy

Wspomniałam niżej, że kot chory. Filip oczywiście, Luny nie imają się żadne choróbska, a ten raz po raz coś, a teraz to już całkiem dał do wiwatu. Od jakiegoś czasu trochę smarkał i kichał, więc nasza wetka dała mu antybiotyk, najpierw w zastrzyku, a potem na 7 dni w tabletkach. Podawanie mu tych tabletek to była droga przez mękę i całkiem mnie znienawidził przez to, ale skoro pomagały... Niestety na krótko pomogły, bo po kilku dniach znowu zaczął smarkać i dyszeć, no więc powtórna wizyta u weta.
Tym razem lekarce nie spodobało się coś osłuchowo i wysłała nas na rtg.
Rtg wykonuje się w sąsiedniej miejscowości, w dużej klinice weterynaryjnej. Siedziałyśmy tam z Madzią ponad 2 godziny, przez ten czas przewinęło się tam chyba ze 20 psów i kilka kotów, przerób mają ogromny... czułam się jak w tym programie o klinice dla zwierząt na Animal Planet.
W końcu udało się zrobić zdjęcia, ale lekarz wykonujący je nie chciał mi nic konkretnego powiedzieć, wydusiłam tylko, że jest bardzo źle, więc na co można wpaść? - zapalenie płuc? nowotwór? Ponieważ wróciłam do domu bardzo późno, udało mi się tylko wrzucić zdjęcia na kocią grupę na fb, i tam ktoś napisał, że na tym zdjęciu w ogóle nie widać Filipa przepony.
Następnego dnia (czyli przedwczoraj) poleciałam do naszej wetki i okazało się, że ten bałagan w środku Filipa to prawdopodobnie przepuklina, w ogóle nie widać na zdjęciu prawego płuca, a narządy z jamy brzusznej znajdują się prawdopodobnie w klatce piersiowej. On w tej chwili oddycha tylko lewym płucem, więc jest mu bardzo ciężko i stąd te świsty i dyszenie.
Problem w tym, że na zdjęciu rtg nie widać dokładnie, co i jak jest poprzemieszczane, nie widać też, czy są jakieś zrosty (a to może dać informację o tym, kiedy ta przepuklina nastąpiła - jeżeli są zrosty, to dawno lub może być to wrodzone). Najczęściej koty mają coś takiego na skutek urazu, np. wypadku, ale Filip nic takiego nie przeżył, no chyba że zeskoczył ze schodów albo z kredensu, tego to tak naprawdę nie wiem, mogę jedynie ręczyć za ten wypadek.
Tak więc stan na dzisiaj jest taki, że musimy zrobić tomografię, żeby to wszystko dokładnie obejrzeć. Jestem już umówiona w klinice przy Uniwersytecie Przyrodniczym na wtorek, koszt niezgorszy - bo aż 500 zł, no ale drugie wyjście jest takie, że kot mi się powoli zadusi :(
Potem zależnie od wyników tomografii, operacja, ale w najgorszej opcji, czyli ze zrostami, nikt w Polsce się takiej operacji nie podejmie, więc trzeba liczyć się z tym, że trzeba będzie pozwolić kotu odejść...
Widać zresztą po nim, że źle się czuje, bo w ogóle nie jest sobą. Leży i spogląda smutno przed siebie, dobrze, że w ogóle ma chociaż apetyt. Cały czas coś tam się dzieje infekcyjnie. Żeby nie walczyć z tabletkami, moja wetka nauczyła mnie robić zastrzyki, dostałam zapas jednorazowych strzykawek z odmierzoną dawką i robię te zastrzyki! Sama w to nie wierzę, ale jednak!
Martwi mnie to bardzo, bo rokowania nie są za wesołe, w najlepszym razie kot pójdzie na operację i będę musiała go pielęgnować pooperacyjnie w pełni lata. W najgorszym razie, zastrzyk usypiający... Żal mi go, już się nacierpiał, a nacierpi się jeszcze więcej. To jest taki kochany kot, chodzi ze mną i kładzie się pod moim krzesłem. Zupełnie nie jest "nakolankowy", ale wszystko robi ze mną, nawet jak robię pranie, to siedzi na pralce i nadzoruje. Niemniej jednak, już od początku są z nim problemy. Kiedy braliśmy go z hodowli, miał 7 miesięcy i dostaliśmy informację, że nikt go nie chce ze względu na krzywy zgryz. Chorował dużo, ale tak sobie teraz myślę, że może miał tę przepuklinę w mniejszym stopniu już wcześniej i stąd te problemy? W marcu miał usuwany kamień nazębny, robi się to w znieczuleniu ogólnym, i zupełnie nie było z tym kłopotu, znieczulił się i obudził bez problemów, a równie dobrze mógł pewnie kipnąć i wtedy.
Ech, tylko problemy z tymi kotami. Gdyby się tak zdarzyło, że Luna zostanie sama, to już nie będziemy brać żadnego nowego zwierzaka, a po Lunie też już chyba żadnego kota nie wezmę....
Trzymajcie kciuki za Filipa we wtorek!

sobota, 15 czerwca 2019

Wyniki

Wczoraj Mikołaj dostał wyniki swoich egzaminów i jest naprawdę super, krótko mówiąc, znalazł się w elitarnym gronie 1049 gimnazjalistów (na 350 tysięcy), którzy ze wszystkich części uzyskali powyżej 90%! Duma mnie rozpiera :) W zależności od tego, ile punktów policzą mu za konkursy dodatkowe, będzie miał ok. 184-185 punktów na 200, co powinno mu wystarczyć, żeby dostać się do szkoły, do której chce pójść.
Zdążyłam mu tylko pogratulować, bo wczoraj do wieczora był na kręglach, a pojechał do kolegi i razem z jego ojcem jutro wybierają się na mecz piłki ręcznej do... Płocka.

Ja tymczasem zmagam się z chorym kotem, ale to temat na osobny wpis, bo sprawa dość poważna i może źle się skończyć :(

wtorek, 11 czerwca 2019

33 stopnie...

Tyle mamy temperatury wczoraj i dziś, i jutro też ma być taki skwar.
Jak jestem w południe w domu i zacieniam taras markizą, to jeszcze można wytrzymać, ale jak wychodzę, to markizę zwijam, bo boję się niespodziewanej burzy / wiatru itp. , i wtedy to już kompletnie można się usmażyć. Koty leżą na podłodze na parterze, bo tam jest najchłodniej, i ożywiają się dopiero pod wieczór.

Mikołaj miał wczoraj jeszcze ostatni, dodatkowy konkurs geograficzny i musiałam zawieźć go na 8.30 na Wydział Geografii, który jest dokładnie na drugim końcu Poznania. Było to ciężkie wyzwanie, bo nie wiedziałam, o której wyjechać z domu, żeby być tam o czasie. Wyjechaliśmy więc o 7.20 i podróż zajęła nam prawie godzinę (odcinek 35 km...). Z powrotem Mikołaj miał jechać autobusem i tramwajem, i umówiliśmy się w centrum handlowym przy dworcu, bo chciał jeszcze iść do fryzjera (chodzi do mojego, bo mam tam kartę i punkty rabatowe). Zakończenie konkursu przewidziano na 13, zatem około tej godziny przyjechałam na dworzec. I czekam... czekam... czekam... i nic. W końcu o 14.30 Mikołaj wysłał wiadomość, że było opóźnienie i dopiero cały konkurs się zwija, ale że musiał jeszcze dojechać z tych północnych rubieży, to spotkaliśmy się dopiero po 15.30. Przez ten czas obeszłam to centrum handlowe wzdłuż i wszerz, oczywiście coś tam kupiłam, chociaż nie miałam wcześniej takiego zamiaru; wypiłam kawę i sok, i przeczytałam wszystkie newsy w telefonie. Co za strata czasu... Ale za to dostałam takie zdjęcie:


Konkurs był zespołowy, w parach, i Mikołaj wraz z kolegą zajęli 1 miejsce w swojej kategorii :)
Bardzo mnie to cieszy, bo trochę wynagradza Mikołajowi "porażkę" w konkursie kuratoryjnym. Poza tym daje to rzutem na taśmę dodatkowe punkty w rekrutacji. Oprócz konkursu kuratoryjnego, Mikołaj ma jeszcze punkty z Kangura, więc trochę tego się uzbiera, miejmy nadzieję! W piątek wreszcie zostaną podane wyniki egzaminów gimnazjalnych i będzie można bardziej precyzyjnie oszacować liczbę swoich punktów (bo żeby było śmieszniej, różne konkursy są różnie punktowane w różnych szkołach). Zwariować idzie... W piątek otwiera się też "okno" do ewentualnych zmian na liście preferowanych szkół, tzn. można przesunąć wybrane szkoły w górę lub w dół, w zależności od tego, jak poszedł egzamin i jakie progi punktowe były w danej szkole w ubiegłym roku.

poniedziałek, 3 czerwca 2019

Pocztówki c.d.

Mikołaj wrócił wczoraj i przywiózł jeszcze kilkadziesiąt zdjęć i mnóstwo wrażeń. Bardzo był to śmieszny moment, kiedy otworzyły się drzwi hali przylotów i dzieciaki zaczęły wychodzić, bo u nas było 28 stopni, rodzice w strojach letnich, wydekoltowani, a dzieciaki pozawijane w bluzy i kurtki. Poczuli się, jakby do Egiptu przyjechali :) - w Irlandii było 12 stopni w porywach do 15 i codziennie padał deszcz. Ale jak się patrzy na takie widoki, to i z deszczem można się pogodzić...








Mikołaj jest bardzo zadowolony z wyjazdu. Dobrze trafili z rodziną, bo z tym było różnie. Dogadywał się bez problemów, a szkoła językowa bardzo mu się podobała, podobnie jak i krajobraz (z wyjątkiem pogody - mówi, że jednak mogło być bardziej słonecznie). Szkoda, że takie wyjazdy są tak koszmarnie drogie, bo z chęcią wysyłałabym go co roku na taki kurs...

Teraz będą zajmować nas przygotowania do zakończenia roku. Jako ostatni rocznik gimnazjum, zamierzamy zakończyć z pompą. Młodzież przygotowuje swoje zakończenie, a rodzice osobny punkt programu, mam jutro kolejne zebranie poświęcone tylko temu. Poza tym wychowawczyni prosiła o kilka zdjęć z każdego etapu szkolnego każdego dziecka, więc muszę przekopać się przez stare zdjęcia i coś przygotować (do czego to będzie potrzebne, to zupełnie nie wiem - pewnie jakiś kolaż lub projekcja). Każdy uczeń dostaje też tableau ze zdjęciami całego rocznika, ale to ogarnie już ktoś z rodziców, więc nie musimy specjalnie jechać i robić zdjęcia.

Ja tymczasem cały tydzień egzaminuję, a kończę, jakże emocjonująco, szkoleniem BHP.