środa, 14 sierpnia 2019

Wycieczka krajoznawcza

W ostatni poniedziałek trochę zaczęło nas nosić i stwierdziliśmy, że pomimo zbliżającego się wyjazdu, gdzieś byśmy jeszcze pojechali. Nie chciało nam się jakoś siedzieć w domu. Zatoczyliśmy kółko na mapie i wyszło, że nie byliśmy jeszcze w okolicach Płocka i Włocławka! Nawiasem mówiąc, prowadzimy sobie nieformalną, subiektywną listę najbrzydszych miast w Polsce i na mojej części listy Włocławek znajdował się bardzo wysoko. Byłam tam krótko jakoś w latach 90-tych i pamiętam to miasto jako brudne, odrapane i ogólnie odpychające. Moi panowie stwierdzili, że wobec tego trzeba tam jechać i stwierdzić stan faktyczny, a przy okazji można wpaść do Płocka, w którym z nas wszystkich był tylko Mikołaj, jakiś czas temu na meczu piłki ręcznej.

Ruszyliśmy więc do Włocławka i co tu dużo mówić, jest lepiej niż było, ale utrzymał on wysoką pozycję na naszej liście!
Zdjęć z miasta nie mam, bo strach było fotografować, pełno tam groźnie wyglądających osobników, a my chyba wyróżnialiśmy się odrobinę, bo jakoś dziwnie na nas patrzyli. W sumie żal patrzeć, miasto mogłoby być ładne, a w niektórych miejscach wygląda, jakby czas zatrzymał się 50 lat temu.
Zrobiliśmy krótki spacerek po centrum i pojechaliśmy na zaporę, którą w pamięci miałam jako trochę bardziej imponującą, aczkolwiek widok na zalew jest piękny.


W Płocku podobało nam się dużo bardziej, przede wszystkim jego piękne położenie na skarpie. Stare miasto jest odnowione i są cudowne bulwary nad Wisłą. Staraliśmy się nie widzieć dużego banneru na rynku z napisem "Płock przeciwko homoterrorowi".







Tak na marginesie, dostałam ataku śmiechu, przejeżdżając pod Włocławkiem przez miejscowość Pikutkowo. To pewnie wina mojego ograniczenia, ale poważnie myślałam, że takie nazwy miejscowości to tylko w dowcipach :)

Młodzież najwyraźniej złapała na wycieczce jakiegoś wirusa, obydwoje narzekają na ból brzucha i ogólne rozbicie. Mam nadzieję, że przejdzie im do wyjazdu!

niedziela, 11 sierpnia 2019

Sierpniowe przyjemności

Sierpień to bardzo fajny miesiąc, chociaż widmo nowego roku szkolnego czai się już na horyzoncie. Wieczory są wreszcie ciepłe (co za odmiana po lipcu!), więc często siadamy z Panem Mężem na tarasie i popijamy winko, planując wakacje. Za tydzień będziemy już w Porto :)


W międzyczasie Mikołaj miał swoje 16 urodziny, uczczone partyjką mini golfa i obiadem w gruzińskiej restauracji. Tym razem obyliśmy się bez tortu, bo tuż obok mamy bardzo fajną kawiarnię z cukiernią, i poszliśmy po prostu na lody / ciastko / inne smakołyki.
Poza tym ogarniamy nowy sprzęt domowy. Dość długo namawiałam PM na samojezdny odkurzacz, no i wreszcie ku mojej radości udało się go kupić. Wreszcie nie będzie kocich kłaków pod meblami! Odkurzacz, nazwany zdrobniale Robercikiem, odkurza bardzo skutecznie. Trzeba będzie oczywiście czasem przejechać kąty zwykłym odkurzaczem, ale najważniejsze, że podłogi można mieć codziennie czyste bez żadnego wysiłku. Przy okazji okazało się, że Filipowi bardzo się Robercik podoba i usiłował z nim zawrzeć bliższą znajomość. Póki co, jeszcze na nim nie jeździ, ale kto wie...


Wczoraj Filip złapał na tarasie osę i osa użądliła go w łapkę. Biedak miał łapkę spuchniętą, dwa raz grubszą niż normalnie, ale na szczęście dzisiaj jest już dobrze, a chyba zakodował sobie, żeby nie polować na te żółto-czarne.
Luna za to ostatnio upolowała ptaka i mysz, na szczęście udało mi się obydwie zdobycze w porę wyrwać jej z pazurów i wypuścić, jeszcze żywe. Ona jest bardzo łowna, na szczęście (a może niestety?) myszy w domu nie mamy.
Udało mi się kupić w Auchanie mascarpone bez laktozy i pierwszy raz od kilku lat mogę zjeść tiramisu, takie na żółtkach, bez śmietany!


A propos Auchana, wybieramy się jeszcze z Madzią na zakupy zeszytowe, bo tam jest chyba największy wybór, a do września pewnie już dużo wzorów zniknie. Kupiłam też podręczniki dla Mikołaja - zdecydowałam się na używane, bo i tak ich dalej już nie sprzedam - prawie cały komplet kosztował łącznie 260 zł, czyli połowę tego, co zapłaciłabym za nowe. Madzia dostanie jeszcze podręczniki ze szkoły, a co mnie cieszy, to fakt, że od sierpnia Madzia może podróżować autobusami i tramwajami w Poznaniu za darmo. Przywilej nie obejmuje niestety Mikołaja, bo liczą się tylko uczniowie podstawówek, ale Mikołaj i tak będzie jeździł do szkoły pociągiem. Potem musi trzy przystanki dojechać tramwajem i kawałek dojść. Na szczęście to dopiero we wrześniu, a tymczasem cieszmy się sierpniem!

poniedziałek, 5 sierpnia 2019

Ostatecznie...

...nie będę Was dłużej trzymać w niepewności, Pan Mąż w piątek wrócił do domu :)
Udało mu się jednak dostać na ostatni samolot wylatujący do Wrocławia i musiałam tam po niego pojechać, ale to już był niewielki problem w porównaniu do poprzednich możliwości.
Oczywiście zaginęła po drodze walizka, ale odnalazła się i wczoraj przywieźli ją nam do domu. Zaginęła akurat wtedy, kiedy Pan Mąż robił jakieś tam zakupy, bo miał kolumbijską kawę i jakieś tam dla nas zakupy odzieżowe ze Stanów, więc byłoby głupio, jakby akurat zginęła teraz. Dodam, że czasami PM w ogóle nie robi zakupów, bo albo nie ma czasu, albo jest w takich krajach, gdzie zakupy specjalnie nie mają sensu.
Tak więc zamiast przyjechać w piątek o 10.25, PM był w domu w sobotę o 1 w nocy. Udało mu się przebukować bilet tylko dlatego, że poszedł do punktu obsługi dla klientów biznesowych, zanim jeszcze rozpętało się pandemonium (chociaż wcale nie podróżuje klasą biznes, tylko zwykłą ekonomiczną). Potem postawiono już tam ochroniarzy :) - ale PM wzięła pod swoje skrzydła pani z obsługi i w sumie zmieniała mu ten bilet aż trzy razy - najpierw na inny samolot do Poznania, potem na Berlin i w końcu na Wrocław.
Pan Mąż mówi, że nigdy w życiu nie widział takiego bałaganu na lotnisku, a lata często. Bardzo dużo samolotów było odwołanych i terminal był pełen ludzi, którzy nie załapali się na swój lot. Część z nich na pewno musiała koczować na lotnisku, bo wątpię, żeby nawet znalazły się dla nich hotele.
Jeśli chodzi o przyczyny, to oficjalnie podawano, że są silne turbulencje, ale wątpię, bo część samolotów latała normalnie. Dziwnym trafem odwołano tylko samoloty Lufthansy na trasach europejskich, a i to nie wszystkie, bo ten ostatni do Wro przyleciał. Myślę więc, że pewnie jakiś strajk, pilotów albo obsługi, tylko dziwne, że w mediach nic nie pisano na ten temat.
Mam teraz trochę stres, bo za dwa tygodnie lecimy na wakacje i to przez Frankfurt właśnie! - no ale trzeba przyjąć chyba, że to siła wyższa i co ma być, to będzie...

piątek, 2 sierpnia 2019

Kłopotliwe loty

Pan Mąż miał wylądować dziś w Poznaniu o 10.25. Leci z Nowego Jorku przez Frankfurt.
O 9 rano PM zadzwonił do mnie, że samolot z NY był spóźniony i dopiero wylądował, a ten do Poznania odlatuje za chwilę. Cudu tym razem nie było (jak wtedy, gdy wracaliśmy z Madrytu) i PM nie zdążył oczywiście.
Poszedł więc przebukować się na kolejny lot, o 13.00 (w Poznaniu 14.15).
Przed 13 zaczęłam szykować się do wyjścia, bo po drodze na lotnisko chciałam jeszcze zahaczyć o rynek, ale... znowu telefon... że samolot z 13.00 zepsuł się i trzeba czekać na naprawę! Oczywiście nie wiadomo ile, może godzinę, a może pół dnia.
Machnęłam ręką na rynek i pojechałam do sklepu, i w międzyczasie Pan Mąż zadzwonił, że siedzi już w samolocie. Hurra! Wreszcie jakiś sukces!
Następna wiadomość była jednak taka, że odlot może nastąpić dopiero po 2 godzinach, no ale dobre i to. Ale niestety... radość była przedwczesna. O 15 PM zadzwonił, że jednak kazali im wysiąść, a lot jest odwołany :(
Stan na chwilę obecną (16.00) - PM stoi w ogonku do biura, gdzie zmieniane są bilety i ma nadzieję, że zmieni bilet na cokolwiek bliżej nas, Wrocław, Berlin, Warszawa ostatecznie. Przed nim w kolejce 47 osób, bo nie tylko ten jeden lot odwołano dzisiaj.

EDIT (g. 18.00)
PM jest na liście oczekujących na Berlin (19.00) lub Wrocław (20.30), ale czy poleci, to się okaże dopiero przy boardingu. W najlepszym razie, muszę po niego pojechać, a w najgorszym musi nocować we Frankfurcie i od rana powtórka z rozrywki :/

EDIT 2 (g. 18.20)
Berlin cancelled!

EDIT 3 (g. 19.10)
Wrocław też staje się mało prawdopodobny. Panu Mężowi zostaje pociąg (=podróż przez całą noc) lub spanie we Frankfurcie. Koszmar jakiś :(  Gdyby wiedział rano, że niczym nie poleci, to już dawno pojechałby pociągiem...