sobota, 11 stycznia 2020

To wstawanie nas wykończy

Może to wina długiej przerwy świątecznej, ale nie do końca, bo przed przerwą też wstawało się ciężko, a teraz jeszcze ciężej. Może to ta pora roku i te egipskie ciemności... a może po prostu nie jestem stworzona do wstawania o 6. W każdym razie, nie jest lekko całej naszej trójce i widzę, że to zmęczenie odbija się na naszej aktywności. Jak już wrócimy do domu, to jesteśmy tak skonani, że nic nam się nie chce. Młodzież chodzi na swoje zajęcia dodatkowe - Madzia ma dosyć dużo, bo oprócz dwóch lekcji rysunku ma jeszcze perkusję z koleżanką (koleżanka gra na perkusji, a Madzia na gitarze) i lekcję gitary, ale tu pan przychodzi do nas. Mikołajowi został tenis raz w tygodniu, a oprócz tego w sobotę rano chodzi na piłkę nożną. I jak przychodzi weekend i można by gdzieś wyjść, coś zrobić, to nie chce nam się nic innego, tylko posiedzieć wreszcie spokojnie w domu.
Dziś miałam dodatkowo zaocznych na cudowną godzinę 7.30, co prawda tylko do 11, ale jak wróciłam i ogarnęłam trochę bałagan w domu, to musiałam się położyć i zdrzemnąć, bo oczy mi się same zamykały.
Chociaż tak naprawdę, nie musiałabym wcale tak wcześnie wstawać, bo sama zaczynam pracę o 11.30, a nawet o 14... Jedna moja koleżanka ma trzy córki i pracuje podobnie jak ja. Ona rano śpi do 9, bo musi się przed pracą wyspać, a dziewczyny (w wieku pomiędzy 11 a 16) ogarniają się same i jadą do szkoły, a mają dalej niż my (w granicach Poznania, ale dwie przesiadki komunikacją miejską).
Jestem jednak tak dziwnie zaprogramowana, że dziwnie byłoby mi nie wstać razem z nimi, nie przygotować herbaty i drugiego śniadania i nie powiedzieć sobie "miłego dnia", bo często widzimy się potem dopiero po 18. Pomijam już fakt, że i tak bym się obudziła, kiedy oni wstają, bo w naszej sypialni słychać wszystko, co dzieje się w kuchni...
Cóż - aby do wiosny... i może będzie lepiej.
Mikołaj zapisał się na wymianę do Francji i ma jechać na początku marca, a potem w kwietniu ktoś przyjedzie do nas. Mikołaj nie mówi po francusku ani słowa, ale chyba jakoś damy radę ;) Kierunek - Bretania, będzie wycieczka do Mont St. Michel i być może do Paryża, aż mu zazdroszczę!
A ze śmiesznych rzeczy - Madzia odkryła dziś, że ciecierzyca w puszce jest już gotowa do użycia i nie trzeba jej gotować - wcześniej myślała, że w puszce są surowe ziarna :)

środa, 1 stycznia 2020

2020!

Witajcie w Nowym 2020 Roku. Dopóki nie przeczytałam tego gdzieś, to nie uświadomiłam sobie, że przed nami piękne lata dwudzieste :)
Kalendarz świąteczno-sylwestrowy jest bardzo przychylny w tym roku i do szkoły/pracy idziemy dopiero 7 stycznia, tak więc przede mną jeszcze relaksująca świadomość pięciu dni wolnych.
Madzia zrezygnowała wczoraj z wyjścia do sąsiadki, a Mikołaj wrócił ze spotkania z kolegami przed 19, tak więc Sylwestra spędziliśmy w trójkę, skacząc po telewizyjnych imprezach i nabijając się z prezentowanych tam "gwiazd" (DJ Bobo? Serio??? - że nie wspomnę o disco polo...)
Pierwsze noworoczne postanowienie już mi niestety nie wyszło, a mianowicie wczoraj postanowiłam, że się dobrze wyśpię. Nasze kotki jednak zdecydowały inaczej, bo o 10 postanowiły powiadomić mnie, że są głodne i zaczęły skakać mi po łóżku, tak więc chcąc nie chcąc zwlokłam się z posłania i poszłam karmić stado tudzież piec obiecane młodzieży gofry.
Nigdy nie wiem, co zrobić z tym dniem 1 stycznia... coś by się ciekawego zrobiło, ale siły po Sylwestrze trochę brak i w rezultacie wychodzi wielkie nic. Ale chociaż koncert noworoczny z Wiednia był cudowny. Ach, raz w życiu być na takim koncercie osobiście...

Święta natomiast upłynęły nie pod znakiem kolęd, bo przyczepiło się do nas "Toss a coin to your witcher" i w różnych wersjach językowych Madzia to ciągle śpiewała z moją i Sister pomocą.
Na marginesie, Wiedźmin nie wyszedł tak idealnie, jak bym sobie życzyła, ale daje radę, da się oglądać.

Wracając do Nowego Roku - jeśli nie będzie gorszy od poprzedniego, to już będzie coś! Nie robię żadnych specjalnych planów ani postanowień i zobaczymy, co życie przyniesie. Młodzież nie ma żadnych ważnych egzaminów przed sobą, a u nas zawodowo jest póki co stabilnie (odpukać). Zdrowotnie, Pan Mąż musi dalej drążyć temat choroby refluksowej, bo obecne leczenie nie przynosi spodziewanych efektów, a ja muszę nadal pilnować cukru (wkrótce przede mną kontrolna krzywa cukrowa). Jeśli chodzi o dom, chcielibyśmy całkowicie wyremontować kuchnię, ale zależy to od wielu rzeczy i będzie to bardzo trudne przedsięwzięcie, więc może się uda, a może nie. Wakacyjnie, też na razie nie mamy określonych planów, bo zależy to w dużym stopniu od zdrowia i w równie dużym od tej kuchni, bo to będzie spory i znaczący wydatek. Ciekawe, co zapiszę w analogicznej notce za rok :)