czwartek, 4 marca 2021

Rok w koronie

Media informują dziś, że minął rok od pierwszego przypadku koronawirusa w Polsce. W przyszłym tygodniu minie tydzień, odkąd prowadziłam ostatnie normalne zajęcia... Ciężki był to rok i chociaż nikt z nas nie przeszedł covida, to cała ta pandemia odbiła się zdecydowanie negatywnie na naszej psychice. Teraz jestem już wyluzowana i w sumie czuję się zmęczona tymi wszystkimi ograniczeniami, z których większość jest w ogóle bezsensowna i absurdalna (zaczynając od zamknięcia lasów...), ale pamiętam, że rok temu byłam przerażona potwornie, bo jeszcze nie było do końca wiadomo, co ten wirus potrafi. 

Najlepsze jest to, co się działo u mnie w pracy. Teraz chyba mogę już o tym pisać, bo wtedy było zbyt gorąco. Pod koniec lutego gościliśmy w domu dziewczynkę z Rumunii, w ramach Erasmusa w szkole Madzi - w szkole byli też Grecy i Hiszpanie, Włosi już nie dojechali. Jednocześnie wróciłam na zajęcia po feriach i okazało się, że na jednym z kierunków mamy sporą grupę studentów, którzy byli na wspólnym narciarskim wyjeździe we Włoszech i wracali jednym samolotem, a część wróciła mocno chora (to tak a propos tego pierwszego przypadku - na pewno byli już jacyś chorzy wcześniej, tylko nikt ich nie testował). Studenci pytali w dziekanacie, czy mają przychodzić na zajęcia w tej sytuacji, i usłyszeli, że tak, więc na zajęcia poszli, nie tylko na języki, ale także do innych jednostek, między innymi do szpitali. Moja wice-szefowa poleciła więc nam, żeby zapytać, którzy studenci wrócili z Włoch, i wysłać ich do domu, a ostatecznie skróciła wszystkie zajęcia o 20 minut i tam gdzie się dało pootwieraliśmy wszystkie okna.

Na drugi dzień wybuchła straszna afera, ktoś zadzwonił do mediów, w gazecie poszedł artykuł, że na uczelni może być wirus, główna szefowa dostała solidne bęcki od dużej władzy, my oczywiście na zasadzie fali dostaliśmy bęcki od szefowej, i powiedziano nam stanowczo, że mamy się nie wygłupiać, bo wirus niegroźny, nie ma jeszcze przypadków w Polsce, nie histeryzować, siedzieć cicho i broń Boże nie wypowiadać się publicznie.

Za dwa tygodnie zamknięto cały kraj. I kto histeryzował?

To się wszystko zdaje takie odległe, jakby w innym życiu. Zastanawiam się, kiedy ta pandemia trochę zelżeje i czy będziemy jeszcze umieli żyć tak jak kiedyś, ale wydaje mi się, że pewne zmiany zajdą na stałe, do tamtego beztroskiego życia już chyba nie wrócimy...


Marzec to ciężki miesiąc, ma całe 31 dni, ale są też one coraz dłuższe, popołudnia są już jasne i wiosnę już czuć w powietrzu. Zapisałam się na wyzwanie "Marzec bez słodyczy" i zastanawiam się, jak długo wytrzymam. Zasady wyzwania są takie, że można zjeść 2 lub 3 owoce dziennie, a jeżeli ma się ochotę na słodkie, trzeba dwa razy pomyśleć. Jeśli już chce się zjeść słodycze, to rozsądnie i raz na jakiś czas. Ja znowu aż tak dużo słodyczy nie jadam, ale zdarza się śliwka w czekoladzie do kawy, czy ciasteczko z cukierni, albo kawałek ciasta, jak akurat coś upiekę. Mój poziom cukru będzie mi wdzięczny ;)

Mikołaj skończył "Ogniem i mieczem" i stwierdził, że to najlepsza lektura EVER! Teraz ruszył z "Potopem" i ciekawa jestem, jak mu to pójdzie. Czasami coś mi opowiada i tak sobie myślę, że może trzeba by kiedyś odświeżyć sobie Trylogię, bo wszystko zapomniałam. Dalej w kolejce Mikołaj ma "Nad Niemnem" i jedną część "Chłopów", plus jakieś okazjonalne nowele.


Madzia z kolei finiszuje przygotowania do konkursów, pierwszy z angielskiego będzie w najbliższy wtorek. Szkoła ułatwia o tyle, że zezwala na dodatkowe nieobecności, więc dałam Madzi książkę do gramatyki i jutro będzie leciała z ćwiczeniami. Mam nadzieję, że nie wyłoży się na słownictwie.
Któregoś dnia ostatnio już prawie spałam, kiedy nawiedziła mnie Madzia, pytając, czy może spać ze mną, bo w pokoju zauważyła CIEŃ PAJĄKA... a już nie chciała po nocy hałasować odkurzaczem. Żadna inna forma pozbycia się pająka nie wchodzi w grę! Tak więc przyjęłam Madzię do siebie, nie wyspałam się potwornie, bo ona się mocno wierci, ale przynajmniej pająki po niej nie chodziły :)

Zdjęcia z wczorajszego spaceru i poniżej to jest akurat odwrotna perspektywa niż zazwyczaj, zwykle stoję przy tej kępie sosen po prawej stronie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz