niedziela, 23 stycznia 2022

Ferie - tura 1

Ferie musiały być podzielone w tym roku na tury, bo przede wszystkim ich termin zupełnie nie pokrywa się z moją przerwą międzysemestralną, a po drugie Mikołaj w pierwszym tygodniu miał dodatkowe zajęcia z matematyki w szkole. Tak więc z początku wysłaliśmy Madzię do mojej Sister do Warszawy, a jak wróciła, pojechaliśmy z nią na cztery dni do Trójmiasta. Przy okazji wspięliśmy się chyba na wyżyny cierpliwości rodzicielskiej, bo Madzia jest w tak irytującym wieku, że ciężko naprawdę tej cierpliwości nie stracić. Foch to jej drugie imię, a powodów do focha jest nieskończona ilość, tak więc właściwie ona ciągle znajduje się w stanie focha z krótkimi przerwami, kiedy zdarza jej się na chwilę o tym zapomnieć. 

Pogoda akurat postanowiła być śnieżno-wietrzna, więc z planowanych spacerów po plaży zbyt dużo nie wyszło. Na szczęście Trójmiasto oferuje dużo innych rozrywek. Na początek jednak pojechaliśmy z krótką wizytą tutaj:

Mierzeja Wiślana - Piaski

Chcieliśmy na własne oczy zobaczyć, jak wygląda przekop przez Mierzeję. Otóż jest bardzo zaawansowany, z jednej strony (od morza) już gotowy, od strony zalewu wygląda na prawie ukończony. Nie wiem, czy zdjęcia wyjdą, bo robiłam je z samochodu przez barierki mostu.



Krynica Morska jest za przekopem, praktycznie oddzielona od reszty mierzei... dziwię się, że zgodzili się na coś takiego.
Chcieliśmy dojechać na sam koniec mierzei, ale udało nam się dojechać do końca miejscowości Piaski (które są zresztą częścią Krynicy). Do rosyjskiej granicy jest 3 km przez las, autem dojechać nie można, i gdyby pogoda była lepsza, to pewnie poszlibyśmy na spacer. Wiało jednak potężnie i goniła nas burza śnieżna (pogoda sztormowa - w sam raz na bursztyn...), więc wyszliśmy tylko na chwilę na plażę. Za to po centrum miejscowości zupełnie spokojnie przechadzał się sporych rozmiarów dzik. Ci z Was, którzy czytują Chmielewską, na pewno znają Piaski i opowieści o dzikach. Domu Waldemara niestety nie udało mi się znaleźć, ale pani Joanna ma swoją niewielką uliczkę, co częściowo mnie usatysfakcjonowało.






Ogólnie rzecz biorąc, podobało mi się w Piaskach, to jest kompletny koniec świata i kiedyś na pewno pojadę tam na dłużej.
W drodze powrotnej chcieliśmy zatrzymać się na moment w Mikoszewie i popatrzeć na ujście Wisły, ale dogoniła nas po raz trzeci ta burza śnieżna i nie było widać absolutnie nic. Dokładając do tego oblodzoną drogę, zrobiło się nieprzyjemnie i postanowiliśmy wrócić jednak do Gdańska.

Gdańsk by night

Nie zliczę, ile razy byłam w Gdańsku, ale za każdym razem jest pięknie!







Gdańsk - Muzeum Bursztynu

Następnego dnia po śniadaniu poszliśmy do Muzeum Bursztynu, z którym zresztą mieszkaliśmy po sąsiedzku. Muzeum mieści się w starym budynku młyna i już samo zaaranżowanie przestrzeni w środku robi wrażenie, a co dopiero zbiory...! Oczy wychodziły mi z orbit i nie wiedziałam, na co patrzeć.







Nawiązując do Joanny Chmielewskiej, szukałam złotej muchy, ale znalazłam złote pająki i jaszczurki, przecudnej urody. Sama bym dostała małpiego rozumu od tych bursztynów.




Gdynia - Muzeum Emigracji

Kolejnym celem na liście było Muzeum Emigracji, na temat którego słyszeliśmy wiele pochlebnych opinii. Rzeczywiście, trzeba przyznać, że pogłoski nie były przesadzone, bo Muzeum jest fantastyczne. Siedzieliśmy tam prawie trzy godziny, a i tak nie przeczytaliśmy i nie zobaczyliśmy wszystkiego. Pod koniec mieliśmy już nawet pewien przesyt, z nadmiaru informacji. Ekspozycja zaczyna się w momencie Wielkiej Emigracji po powstaniach i kończy w czasach współczesnych.
Na mnie osobiście największe wrażenie zrobiły historie z przełomu wieków - wystarczy wyobrazić sobie chłopa spod Rzeszowa, który najdalej w życiu zajechał tylko do sąsiedniej wsi lub miasteczka na odpust. I taki chłop sprzedaje wszystko, żeby kupić bilet na statek, zabiera żonę i liczne dzieci, i jedzie w nieznane... bez języków, bez pieniędzy, bez żadnej wiedzy o świecie i o tym, co go tam czeka. Nie wiem, czy wymagało to większej odwagi, czy może desperacji? A może jednego i drugiego?
Pan Mąż znalazł przy okazji różne dokumenty i zdjęcia dotyczące jego firmy, która nazywała się wtedy Norddeutschen Lloyd i zajmowała się właśnie przewozem emigrantów do Ameryki.
Co ciekawe, 2% emigrantów zostało cofniętych do Europy po kwalifikacji na Ellis Island (z reguły z powodu chorób zakaźnych). To dopiero... pokonać taką drogę, żeby wrócić do domu. Dobrze, że na koszt armatora - wstępna kwalifikacja następowała jeszcze w Europie.



Po wizycie w Muzeum - ochłonięcie na Skwerze Kościuszki i obiad w azjatyckiej restauracji.


Gdańsk - Europejskie Centrum Solidarności

Jak widać, mieliśmy bardzo "muzealny" wyjazd. ECS to też zdecydowanie "must do" w Trójmieście. Madzia tam akurat strzeliła foszka pod tytułem "nie interesuje mnie polityka", toteż nie wzięła audioguide'a i nie słuchała nagrania, a szkoda, bo też było ciekawe. Zwłaszcza dla nas, którzy jeszcze pamiętamy z dzieciństwa brak Teleranka, puste półki w sklepach i kolejki po wszystko. 





Tablice z postulatami sierpniowymi są autentyczne. Robią wrażenie!


Kto ponad 40-letni nie pamięta takich widoków???


A poniższe hasło aktualne było 40 lat temu, aktualne jest i dziś. Co za parszywe czasy...




To był niestety ostatni punkt na naszej liście. Poszliśmy jeszcze na krótki spacer po molo w Brzeźnie, ale nadal wiało, więc wytrzymaliśmy tylko 15 minut. 
W przyszłym tygodniu - miejmy nadzieję - druga tura ferii, tym razem z Mikołajem!

3 komentarze:

  1. Trójmiasto! Bursztyny! Chmielewska! Zazdro milion! :-)
    Nawiasem mówiąc, w Piaskach mnie jeszcze nie było, a szkoda. Może na emeryturze :-)

    Z Mikołajek w które strony się udajecie?
    Dobrego tygodnia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wstępnie mieliśmy plan pojechać w góry, ale niestety z różnych względów nie wypaliło i zostaniemy na Wybrzeżu, tylko w innej części.
      Do Piasków to ja też jeszcze się wybiorę, bo podobało mi się :)

      Usuń