niedziela, 26 maja 2019

Przy niedzieli

Wczoraj miałam bardzo pracowity dzień i dużo rzeczy zrobiłam, a dziś dla kontrastu nic mi się nie chce i najchętniej bym poczytała jakieś romansidło na tarasie. Niestety wieje chłodny wiatr i siedzieć na tarasie nie jest za przyjemnie, toteż chyba jednak wezmę się do jakiejś roboty i na przykład napiszę kolokwia na najbliższe dni. Mikołaj został dziś zapakowany do samolotu do Dublina i aktualnie znajduje się już nad Wielką Brytanią. Z Dublina jadą autokarem do Derry i tam będą rozlokowani u rodzin. Od jutra codziennie mają od rana zajęcia w szkole językowej, a po południu różne atrakcje, czyli np. spacer po murach miejskich, tańce irlandzkie albo podziwianie murali. W sobotę natomiast mają całodniową wycieczkę do Giant's Causeway, czyli Grobli Olbrzyma. Zapowiedziałam Mikołajowi stanowczo, że spodziewam się wielu zdjęć! No i mam nadzieję, że pogoda nie będzie tak deszczowa, jak to pokazują prognozy, ale pewnie dużych szans na to nie ma...

Mikołaj pojechał na tydzień, a Madzia wyjeżdża w środę i wraca w piątek, ale tylko na Dolny Śląsk, o co zresztą ma focha, bo też chciałaby pojechać do Irlandii albo chociaż do Niemiec (to mają obiecane za rok).

Tymczasem wczoraj mieliśmy "sytuację". W kanapie w salonie mamy schowek, a w schowku trzymamy mały odkurzacz, żeby punktowo zebrać jakieś śmieci lub kocie kłaki, które Filip produkuje w ilościach hurtowych. Wyjęłam więc odkurzacz, żeby sprzątnąć kłaki, ale nie zamknęłam kanapy, bo zaraz odkładałam go z powrotem, więc odłożyłam i zamknęłam kanapę. Po jakichś piętnastu minutach Madzia nagle wrzeszczy: MAMA! CHODŹ TUTAJ!!!! Otworzyłyśmy kanapę, a w schowku kto? - Filip oczywiście! Wszedł, jak było otwarte,  ja nie zauważyłam i zamknęłam go w środku! Dobrze, że Madzia akurat tam usiadła i usłyszała drapanie, bo mógłby tam siedzieć kilka godzin...

To mi przypomniało, jak raz zamknęłam przypadkiem obydwa koty w garderobie, bo nie wiedziałam, że tam wlazły, i poszłam do pracy. Jak wróciłam po 8 godzinach, to koty wyglądały na wyspane za wszystkie czasy, ale trzeba im przyznać, że nic nie narozrabiały ani nawet nie nabrudziły. Wyszły z garderoby i obydwa zgodnym krokiem udały się do swoich kuwet...

Jeszcze tylko o Dniu Matki. Wczoraj wykorzystałam fakt, że Mikołaj jeszcze był w domu, i pojechaliśmy do ogrodnika po kwiaty na taras (Mikołaj przydaje się jako siła fizyczna). Jak już wybrałam wszystkie kwiaty, to Mikołaj powiedział, że teraz w prezencie od niego mam sobie wybrać jeszcze jakiś kwiat, no więc wybrałam hortensję, bo uwielbiam hortensje. Od Madzi jak zwykle dostałam malowidło!



A swoją drogą, kwiaty w donicach na tarasie już mam. Klasycznie zawsze robię kompozycje z pelargonii i komarnic. Opieliłam też grządkę ziołowo-kwiatową i wsadziłam astry, bo byłam ostatnio na rynku i był pan, od którego co roku kupuję flance. Jedyne 8 zł za mendel :) - to chyba jedyne miejsce, gdzie ostatnimi czasy słyszałam słowo "mendel" :)




2 komentarze: