środa, 10 lipca 2019

Medycznie

Byłam dziś u lekarza z moimi wynikami, i rzeczywiście nie jest źle, a nawet pojawiła się pewna poprawa, jeżeli chodzi o cukier na czczo. Nadal jest wysoki, ale mieści się w normie, a wcześniej przez kilka miesięcy był lekko nad kreską. Ponieważ jednak i krzywa cukrowa, i insulinowa są dobre, nie muszę na razie brać żadnych leków.
Fakt, że od ostatniego badania i z tą krzywą w perspektywie, bardziej pilnowałam się z dietą, i taka też była konkluzja mojej lekarki, czyli wniosek jest jeden - do końca życia na diecie!!! :(
Ona uważa, że jeśli chce się schudnąć, to trzeba przede wszystkim pilnować jedzenia, sport może oczywiście dać korzyści dodatkowe w postaci wzmocnienia mięśni i ogólnej wydolności, ale samym sportem i brakiem zmian w diecie schudnąć nie da rady (w naszym wieku, czyli 40+).
Temat diety zostawiam sobie jeszcze do przerobienia, bo w sumie nie bardzo wiem, co bym mogła jeszcze zmienić. Fast foodów nie jadam, lubię warzywa i dużo ich jem, pieczywo jem z reguły tylko na śniadanie i jest to tylko chleb na zakwasie, który sama piekę, bo sklepowy mi szkodzi. Słodycze jadam, no ale na litość boską, nie w ilościach hurtowych, jedno Rafaello dziennie do kawy lub kawałek świeżo upieczonego ciasta - to może raz w tygodniu, bo częściej nie piekę, ale może teraz i to już jest za dużo?
Teraz latem, jest mi i tak dużo łatwiej, bo mam dużo czasu, jem bardziej regularnie, to raz, a dwa, są świeże warzywa. W okresie jesienno-zimowym i w roku szkolnym jest to większe wyzwanie.
Wszystkie wyniki mam powtórzyć za 6 miesięcy i zobaczymy, czy będzie znowu jakaś zmiana, a tymczasem muszę jeszcze raz pójść do dietetyka i mam nadzieję, że nie będzie to taka porażka jak ostatnim razem.

Zmieniając temat, Madzia jest na obozie i chyba dostaje w kość, bo nawet smsów nie przysyła, a u Mikołaja mieszka kolega i chodzą razem na te zajęcia z programowania. To znaczy, byli w poniedziałek i wczoraj, a dziś będąc w drodze dostali wiadomość, że zajęcia są odwołane, bo lokal zalany. Najpierw myśleliśmy, że to przez deszcz, bo akurat padał, ale później się okazało, że pękła jakaś rura. Jutro zajęć też nie będzie i albo pieniądze nam zwrócą, albo odbędzie się to w innym terminie, co nie do końca mi pasuje, bo mam już inne plany. Szkoda, bo się to chłopakom podobało i zaczęli uczyć się nowych rzeczy.
W tak zwanym międzyczasie porządkuję kolejne zakamarki. Z mojego biurka wyszły cztery worki makulatury, a z garderoby dwa worki rzeczy do wydania. Ubrania po Mikołaju opchnęłam na lokalnej grupie za czekoladę i żelki. Udało mi się też oddać stary plecak Madzi (stary, ale w dobrym stanie, tylko z jedną zasadniczą wadą... - był różowy). W planach mam jeszcze solidne sprzątnięcie kuchni, muszę opróżnić i wyczyścić w środku wszystkie szafki, ale nie mogę się do tego zabrać, bo ciągle coś się dzieje. Niby wakacje, ale codziennie coś, a jak nie mam całego wolnego dnia na takie duże roboty, to jakoś brak mi natchnienia...
A taki bukiet powstał z moich kwiatków ogródkowych.



1 komentarz:

  1. Sama widzę, że bez diety się nie da. Bieganie pomaga, ale początkowo biegając i tak tyłam. Dopiero dieta od dietetyka pozwoliła schudnąć.

    OdpowiedzUsuń