Porto / Matosinhos
Przez pierwszych kilka dni mieszkaliśmy na przedmieściach Porto, w Matosinhos. Jest to miejscowość rybacka z dużym portem, teraz coraz bardziej zmienia się w kurort wakacyjny i sporo tam turystów. Pierwszym zaskoczeniem dla nas były ceny w restauracjach rybnych - jak tam było drogo!!!! Zupełnie inaczej pamiętaliśmy Portugalię sprzed 8 lat, wtedy cenowo było bardzo przystępnie. Teraz nie było szans, żeby idąc w 4 osoby na obiad z rybą czy owocami morza wydać mniej niż 100 euro. To wszystko jest bardzo świeże i smaczne, ale jednak...
Drugie zaskoczenie, to liczba turystów w Porto. Są tam dosłownie hordy ludzi, w niektórych miejscach człowiek na człowieku, a do części atrakcji nie można się było dostać (np. przed kawiarnią Majestic - kolejka, przed księgarnią Lelo - jeszcze większa kolejka, itd.).
Ocean oczywiście zimny, a do tego mocny wiatr, więc plaża też była średnio udana. Ale za to chodzić można było dużo i to właśnie robiliśmy. Na panoramę Porto nad rzeką też można patrzeć godzinami :)
Na poniższym zdjęciu widać instalację o nazwie She Changes, zrobione było to z sieci rybackiej. Niżej plaża w Matosinhos.
Słynny most w Porto. Można chodzić górą i dołem. Górą dodatkowo jeżdżą tramwaje.
Pranie wisi wszędzie :)
Białe porto w Porto, a raczej w Vila Nova da Gaia, czyli po drugiej stronie rzeki.
Braga / Guimaraes
Od trzeciego dnia pobytu mieliśmy wynajęty samochód (BTW, koszty też znacznie wyższe niż poprzednim razem) i postanowiliśmy zwiedzić tzw. interior. Pierwszą wycieczkę zaplanowaliśmy do miasteczek Braga i Guimaraes. Braga ma architekturę barokową, a Guimaraes to takie portugalskie Gniezno, bo tam zaczęło się państwo portugalskie. Momentami jest tam całkiem średniowiecznie. Obydwa miasteczka zdecydowanie warte odwiedzenia.
Poniżej: bardzo piękna zabytkowa kawiarnia Brasileira w Bradze (i bez kolejki, jak w Porto).
Sanktuarium Bom Jesus pod Bragą. Do tego kościoła prowadzi 500 stopni. Na szczęście przezornie wjechaliśmy autem na samą górę, a potem postanowiłam zejść, żeby sprawdzić te 500 stopni (nie naliczyłam tyle). Jakoś nikt nie chciał mi towarzyszyć! Zjechali autem i czekali na mnie na dole na parkingu.
Taki widok jest z dołu.
Poniżej widok na Guimaraes, ale bez części średniowiecznej (muszę zrzucić z aparatu).
Dolina rzeki Douro
To jest atrakcja, której najbardziej żałujemy. Czytaliśmy przez wyjazdem różne przewodniki i blogi, w których bardzo polecano rejs statkiem po rzece z widokiem na winnice, a potem przejażdżkę drogą krajową z widokiem na rzekę. Cóż... widoki owszem piękne, ale płynie się tym statkiem przez godzinę, widok ciągle ten sam, wraca się kolejną godzinę i nadal to samo. Spokojnie można obejrzeć to na zdjęciach lub na YouTube i nie trzeba wydawać 80 euro, tak jak my zrobiliśmy. Natomiast powrót autem drogą krajową z miejscowości Pinhao zajął nam aż 3,5 godziny (zamiast 1,5 autostradą). Jadąc ciągle zastanawiałam się, kiedy zaczną się te piękne widoki, i jakoś się nie doczekałam. W sumie stwierdziliśmy, że dużo lepiej byłoby spędzić ten dzień na plaży, byłoby milej, a i pieniędzy trochę byśmy zaoszczędzili.
Nawiasem mówiąc, tam nie jest jak we Włoszech, tzn. nie można sobie po prostu zajechać do winnicy na degustację win, trzeba się wcześniej umówić i to wszystko razem jest dość ekskluzywną rozrywką.
Aveiro
Po kilku dniach przenosiliśmy się w okolice Lizbony, a w drodze zatrzymaliśmy się w miejscowości Aveiro. Tu też bardzo nam się podobało. Miejscowość położona jest w lagunie, są tam pola ryżowe, a w samym miasteczku są kanały i pływają gondole prawie jak w Wenecji, tylko motorowe. Plaża też jest bardzo piękna, ale na dłuższy pobyt nie starczyło nam już czasu.
c.d.n.
Pięknie!
OdpowiedzUsuń