środa, 8 lipca 2020

Lipcowo

Nie rozpieszcza nas ten lipiec pogodą póki co, aktualnie jest u mnie 16 stopni, ale chociaż nie pada.
W poniedziałek pożegnałam ostatnich studentów i jestem już WOLNA OD TEAMSA!!!
Byłam dziś u fryzjera pierwszy raz od wybuchu zarazy. Wynudziłam się strasznie, bo robiłam farbę, a od razu na wejściu poinformowano mnie, że nie mogę mieć przy sobie ani telefonu, ani czytnika, a salonowych gazet oczywiście też nie ma. Spędziłam na fotelu i na myjce 2,5 godziny, bez zahaczenia oka o jakikolwiek tekst... koszmar!
Ale chociaż włosy mam zrobione i na jakiś czas spokój. Ostatni raz byłam na cięciu w lutym i obcięłam włosy dość krótko (tzn. do linii brody), więc akurat przez te 5 miesięcy rosły sobie spokojnie i nie miałam z nimi problemu. Jedyny kłopot to siwe włosy, które niestety przeszkadzają mi, więc jakiś czas temu zakupiłam sobie farbę fryzjerską w internecie i pomalowałam włosy sama. Wyszło całkiem nieźle, ale to tak na krótką metę, bo ja zawsze robię sobie kolor z refleksami, no i tego już samodzielnie nie da rady. W każdym razie, polecam farby Fanola i Marijen, można sobie dobrać odcień na stronie producenta i wychodzą dużo lepiej niż farby dostępne normalnie w drogeriach.
Poza tym mamy z Madzią nową "zabawkę", bo córunia namówiła mnie, żeby kupić maszynę do szycia - bo ona chce nauczyć się szyć.
Poczytałam sobie w internetach i wybrałam takie cudo:


Miałam z tym cudem niejaki problem, bo nie mając od lat styczności z maszynami do szycia, zupełnie nie wiedziałam, jak się to obsługuje. Na szczęście pełno jest pomocnych filmików na jutubie, więc po dwóch popołudniach rozkminiania co z czym i do czego, dzisiaj wreszcie udało mi się wykonać pierwsze ściegi. Najgorzej było nauczyć się nawlekania nitek, ale już umiem. Teraz będziemy z Madzią uczyć się szyć. Myślę, że takie proste rzeczy, jak zeszyć jedno z drugim, to nie będzie problem, ale chciałabym nauczyć się wszywać suwaki, bo ileż można z tym latać do krawcowej. Zawsze też głupie skrócenie spodni było problematyczne, a teraz moja maszyna ma wolne ramię do obszywania na okrągło i będę to mogła sama robić. Że też nigdy do tej pory nie wpadłam na pomysł, że mogę sobie kupić tę maszynę... niepojęte. Całkiem jak moja Mama, która całe życie narzekała, że chciałaby mieć maszynę i wszystko szyła ręcznie, ciągle narzekając. W PRL-u może maszyny nie były tak łatwo osiągalne, ale były, a teraz? - do wyboru do koloru i w całkiem przyjaznych cenach. Cieszę się więc, że przełamałam niemoc i teraz zamierzam rozwijać się krawiecko. Moje zdolności manualne są co prawda nieduże, ale proste rzeczy na pewno jestem w stanie zrobić. Nie muszę przecież zaraz szyć haute couture ;)

2 komentarze:

  1. Maszyna do szycia to jedna z moich najlepszych inwestycji. Kupiłam ją sobie dawno temu, z odszkodowania za wypadek samochodowy, przynajmniej jakiś pożytek był.
    Skracałam firanki, nogawki, naszywałam młodemu łaty na kolanach. Takie podstawowe rzeczy, ale na tyle proste, że można samemu ogarnąć.
    Niestety od jakiegoś czasu maszyna nie naciąga mi poprawnie nici i strasznie mnie tym wkurza. Żadne ustawienia nie pomagają, a oddanie do serwisu kosztowałoby pewnie niewiele mniej niż jakaś nowa z niższej półki. Eh, może ją jednak gdzieś zaniosę ;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może nie będzie jednak taki drogi ten serwis? Swoją drogą, to jest chore, żeby naprawa sprzętu nie opłacała się, ale faktycznie często jest tak, że niewiele drożej wychodzi, żeby kupić coś nowego :(

      Usuń