niedziela, 21 marca 2021

Niedzielne rozkminy

Pierwszy dzień wiosny nie jest oszałamiający, od rana pada na przemian deszcz i śnieg, temperatura oscyluje około zera. Z naszego wyjazdu nad morze nic nie wyszło, pokonali nas kolejnym lockdownem. Za dwa tygodnie Wielkanoc, wypadałoby okna umyć, ale nie ma jak w taką pogodę. Najwyżej więc będą brudne, no chyba że temperatura podskoczy w przyszłym tygodniu. Lubię, jak Wielkanoc wypada tak jak w tym roku, na początku kwietnia, lub nawet na początku marca. Lubię też te wiosenne porządki, świeżo uprane firanki i czyste okna. Dom jest wtedy taki przewietrzony, pachnący czystością i wtedy już naprawdę można pożegnać zimę, a przywitać przyjemniejszą część roku. Póki co, schowałam większość zimowych kurtek, wyczyściłam zimowe buty, i mam nadzieję, że już nie będą nam potrzebne.


Wyjść się dziś nie da, więc leniuchujemy. Mam dziś kompletne pomieszanie z poplątaniem w kuchni, bo zrobiłam remanent lodówki i okazało się, że pewne rzeczy trzeba już zjeść. Tak więc dziś był barszcz czerwony z tortellini zamiast uszek, a do tego focaccia z pomidorem i oliwkami (przepis wrzucam niżej). Na jutro natomiast ugotowałam butter chicken, tak więc mamy kombo polsko-włosko-indyjskie.

Czekamy na wyniki Madzi z konkursu. Nie mam zbyt dużych nadziei - to byłby cud, gdyby została laureatką. Egzamin próbny poszedł jej średnio i jeśli będzie musiała pisać matmę, to może się skończyć bardzo różnie. Wyników oficjalnych co prawda jeszcze nie było, ale przeglądały z koleżanką arkusz i omawiały swoje odpowiedzi. Wyszło, że wszystkie zadania otwarte Magda ma źle, a i w zamkniętych sporo namieszała. Ona niestety ma to po mnie, ja oczywiście siedzę cicho i nic o tym nie mówię, ale ona dokładnie opisuje moje doświadczenia z matematyką - robiłam zadania i wydawało mi się, że wszystko rozwiązuję dobrze, jestem z siebie bardzo dumna, a potem przy sprawdzaniu wyników - bum, wszystko źle. Gdzieś jakiś głupi błąd w myśleniu po drodze zawala całe zadanie. Mnie udało się swego czasu ominąć egzaminy z matematyki, bo akurat w 8 klasie też byłam laureatką z polskiego i do liceum dostałam się bez egzaminów, a obowiązkowej matury z matematyki za moich czasów nie było. Madzia nie ma tyle szczęścia niestety i zastanawiam się właśnie, co zrobić, żeby jej pomóc. W szkole mają dwie godziny dodatkowych zajęć, ale to jakoś nie działa. Korepetycje...? Chcieliśmy tego uniknąć, ale może nie będzie wyjścia...?

Jedyną pociechę stanowi dla mnie myśl, że egzaminy pójdą w całej Polsce tak samo kiepsko, no niestety nauka zdalna nie sprawdza się na dłuższą metę. Pewnie więc progi do liceów też ogólnopolsko pójdą w dół.

Poza tym zauważam też pewne problemy natury psychicznej, brak normalnego życia towarzyskiego robi swoje, plus presja ze strony nauczycieli, bo niektórzy naprawdę mocno przesadzają z wymaganiami. Zapisałam więc Madzię do psycholog szkolnej, to bardzo fajna młoda dziewczyna z dobrym podejściem do młodzieży, ale o dziwo spotkałam się z oporem - nie i już. Ona nie pójdzie do nikogo, kto jest związany z tą szkołą, bo ona tej szkoły nienawidzi i nie chce rozmawiać z nikim stamtąd. Tłumaczę więc, że przecież panią Martę zawsze lubiła, że rozmowy są poufne - jak grochem o ścianę. Tak więc zadziało się tam coś bardzo niedobrego, albo Madzia przenosi na szkołę emocje związane z pandemią, bo przecież zawsze chętnie do szkoły chodziła i nie miała żadnych problemów. Och, niech już wreszcie przejdą te wszystkie historie i niech ona będzie już w nowej szkole, gdzie zacznie nowy rozdział... 

Uświadomiłam sobie pisząc powyższe słowa, że jak skończy się u Madzi, to zacznie się u Mikołaja, bo on będzie miał za rok maturę i będzie musiał odpowiedzieć sobie na pytanie, co chce zrobić dalej ze swoim życiem. Refleksji na ten temat póki co u niego brak i zdaje się, że będę miała kolejny powód, żeby jeszcze bardziej osiwieć :(

Focaccia z pomidorami i oliwkami

500 g mąki do pizzy (kupuję mąkę marki Primo Gusto, jest bardzo fajna - przepis dalej z opakowania tej właśnie mąki)
10 g drożdży

350 ml ciepłej wody

1 łyżeczka cukru

1 czubata łyżeczka soli

50 ml oliwy

2 pomidory

1/2 małego słoika oliwek (mogą być już pokrojone)

2 kulki mozzarelli

sól, pieprz

Drożdże rozpuścić w ciepłej wodzie z cukrem. Mąkę wymieszać z solą, dodać oliwę i wodę z drożdżami, wyrobić przez 10 minut (ja wyrabiam robotem). Wody można dolać w razie potrzeby, ciasto powinno być dość luźne. Wyrobione ciasto odstawić do wyrośnięcia na godzinę - półtorej. Piekarnik nagrzać do 230 stopni. Wyrośnięte ciasto wyłożyć na blachę z papierem do pieczenia, rozprowadzić rękami po całej blasze. Na cieście ułożyć pokrojone na plastry pomidory, posypać oliwkami, lekko powciskać pomidory i oliwki w ciasto. Posypać mozzarellą i pokropić oliwą. Ja posypuję jeszcze po wierzchu grubo mieloną solą i pieprzem. Piec około 20 minut w 230 stopniach, do zarumienienia się mozzarelli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz