...w tym roku nie oszałamia, raptem 3 dni wolne i to z beznadziejną pogodą. Ja w ogóle nigdy nie lubiłam robić planów na majówkę, bo w 8 przypadkach na 10 bywa zimno lub deszczowo, albo jedno z drugim. W tym roku jestem zadowolona z dodatkowego poniedziałku, ale naprawdę przydałyby się jeszcze ze 2 dni na luzie. W najlepszej sytuacji jest Mikołaj, bo z uwagi na matury, w ogóle nie mają lekcji w nadchodzącym tygodniu, więc łącznie wychodzi mu 9 dni wolnego. Strach pomyśleć, że za rok i jego czeka matura...
Ciekawe, czy ostatecznie wrócą do tych szkół i na jakich zasadach. Nic jeszcze nie wiadomo. Wiem tyle, że Madzia przed egzaminem raczej nie pójdzie, wszyscy boją się ewentualnej kwarantanny i przesunięcia egzaminu, więc pewnie zaczną normalne życie szkolne dopiero pod koniec maja.
Nad rzeką już dużo bardziej wiosennie niż ostatnio.
Ja mam ostatnio nieco gorszy okres, miałam kilka dni, kiedy ledwo udawało mi się rano wstać z łóżka, ale to chyba chwilowe osłabienie, bo dzisiaj jest juz lepiej. Może to kwestia tych trzech dni wolnych w perspektywie. Zbiera się jak zwykle o tej porze roku wiele różnych spraw, zaczynam w pracy jeden duży projekt związany z e-learningiem, do tego usiłuję wykończyć mój nowy podręcznik, i doznaję chyba komputerowego przedawkowania. Odwyk pilnie potrzebny, ale szans brak.
Za to muszę odnotować, że wyszłam ze swojej strefy komfortu, a to dzięki Madzi, wielbicielce japońskiej sztuki mangi i anime. Zawsze to anime wydawało mi się zupełnie niezjadliwe, ot jakieś tam japońskie kreskówki, w których strasznie głośno krzyczą. Madzia jakiś czas temu uprosiła mnie, żebym obejrzała z nią jeden serial - z bólem serca zgodziłam się, bardziej chyba z radości, że ona chce cokolwiek ze mną zrobić, co wcale nie jest ostatnio oczywiste (na podobnej zasadzie ogladam z Mikołajem seriale dokumentalne o piłkarzach na Netflixie, ale to chyba mniejszy hardcore niż to anime). Tak więc, zaczęłam to oglądać, i w pewnym momencie przyłapałam się na tym, że mnie to wciągnęło!!! Robię coś zupełnie innego w ciągu dnia, i łapię się na myśleniu, jak skończy się historia z poprzedniego odcinka! W pewnym momencie o mało nie odmówiłam Madzi oglądania, bo zginęła jedna z moich ulubionych postaci! Sama nie wierzę w to, co piszę, ale taka jest prawda. Jeśli więc nie przeraża Was japońska sztuka rysunkowa, to polecam Shingeki no kyojin, czyli Atak Tytanów, historia jest naprawdę świetna, a wymowa całości zdecydowanie antywojenna, chociaż wojna trwa tam wciąż. Pan Mąż nie uwierzy, że to napisałam, jego pokonały te krzyki po japońsku (nie krzyczą tak cały czas, a zresztą po jakimś czasie przestałam zwracać na to uwagę).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz