piątek, 5 listopada 2021

Listopadowe smuty

Pogoda nie zawodzi, zgodnie z kalendarzem na dworze pada, wieje i ogólnie jest odstręczająco. Miałam ostatnio nieco gorszy okres pod względem zarówno motywacji, jak i samopoczucia. Nawarstwiło mi się mnóstwo różnych rzeczy, zarówno w pracy, jak i w domu, i miałam wrażenie, że ciągle gonię własny ogon. Normalni ludzie wypoczywali w długi weekend, a ja odkreślałam z listy kolejne wykonane zadania. W dodatku w ubiegły piątek poszłam zaszczepić się na covid trzecią dawką i przez półtora dnia byłam poniekąd wyłączona z funkcjonowania. Nie miałam co prawda gorączki ani innych wątpliwych "atrakcji", ale czułam się osłabiona i najlepiej wychodziło mi siedzenie w fotelu i czytanie książki (cały czas z myślą o pogoni za tym ogonem).

Na szczęście listopad w Poznaniu oznacza rogale i chociaż na chwilę można sobie poprawić nastrój (zapominając uprzednio o kaloriach, które trzeba będzie spalić, co w obliczu wyżej wspomnianej pogody jest nieco utrudnione). Nie wiem, czy mnie się smak zmienił, czy oni robią te rogale teraz jakieś słodsze? Nie jestem w stanie zjeść więcej niż połowy naraz, a najchętniej wystarcza mi jedna czwarta, i poziom zasłodzenia osiągam porównywalny do tego, który mam oglądając filmiki z kotkami.

Poniżej świeżo przyniesiony z cukierni łup, jeszcze ciepły i w pudełku.


Wczoraj poszłam do fryzjera, przy okazji połaziłam po galerii i nabyłam sobie nowe spodnie dresowe, bo stare się przecierają, więc zgodnie z prawem Murphy'ego, dzisiaj przyszedł mail z uczelni, że od poniedziałku lektoraty przechodzą na formę zdalną. Na razie na miesiąc, ale pewnie przedłużą do końca roku. Tak więc niechcący kupiłam sobie odzież roboczą i na co było mi kupować w październiku dwie pary nowych spodni???
Ku swojemu zdziwieniu, nawet nie zmartwiłam się specjalnie. Żal mi najbardziej tego, że nie będę widywać koleżanek, studentów oczywiście też, ale przynajmniej na Zoomie będę widzieć ich twarze, bo na zajęciach siedzą w maseczkach, więc nie wiem nawet, kto jest kim. Jedna z koleżanek wymyśliła patent - maseczki powinny mieć podświetlane diody, tak żeby było widać, kto aktualnie mówi. Inaczej człowiek patrzy obłąkanym wzrokiem na grupę i zastanawia się, skąd dobiega głos. Mógłby ktoś takie sprytne maseczki opatentować!

Chwilowo porzuciłam Wyspiańskiego, bo mnie nieco pan Staś zdenerwował, to musiał być potwornie trudny człowiek we współżyciu. Sprawdziłam datę urodzenia - i bingo, Koziorożec. Myślę, że zgadłabym nawet bez patrzenia. Jeśli ktoś nie może dogadać się z najbliższymi, robi wszystko na przekór tylko dlatego, że tak chce, nie liczy się z uczuciami innych, a do tego jest apodyktyczny i obrażalski, to na 100% Koziorożec. Miałam okazję przećwiczyć taki charakter na własnym ojcu, a potem na teściowej, pan Staś wygląda mi na taki sam trudny okaz. Ale cóż, skoro sztukę tworzył wspaniałą!
Tak więc miałam na tapecie kryminały Jussi Adler-Olsena (polecam!) i wracam okazjonalnie do Chmielewskiej, która zawsze poprawia mi humor.

Oby tylko szkół nie zamknęli! Mikołaj zakończył kurs prawa jazdy, czeka na egzamin i zaczyna brać się za bary z fizyką. Znalazłam mu korepetytora, żeby trochę pomógł mu uporządkować ten chaos. Madzia z kolei wydaje się bardzo zadowolona ze swojej szkoły, nawiązała jakieś przyjaźnie i chętnie do tej szkoły chodzi, co mnie niezmiernie cieszy. Żeby tylko jak najdłużej to trwało.

Na koniec zostawiam ulubioną ostatnio pozę Filipa. Obydwa kotki są wielce oburzone na pogodę za oknem i większość dnia przesypiają, Filip najczęściej na naszym łóżku, a Lusia w łazience na ogrzewanej podłodze. Te koty to mają życie... ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz