środa, 20 marca 2019

Przegląd tygodnia

Dziś mamy pierwszy dzień wiosny astronomicznej, a jutro już wiosna w kalendarzu! Nareszcie!

U nas jak zwykle coś się dzieje. Mikołaj robi przymiarki do liceów, mamy już rozpisany cały kalendarz odwiedzin w różnych szkołach. Teraz licea masowo robią drzwi otwarte, można przyjść i obejrzeć szkołę, pogadać z uczniami i nauczycielami i złapać trochę "atmosfery". Za moich czasów nie pamiętam takich wydarzeń, składało się dokumenty do którejś szkoły i finito, ale może to lepiej, że wcześniej się tę szkołę obejrzy i "obwącha". Pierwsza z odwiedzonych, czyli tzw. trójka, była dość wysoko na liście, ale chyba odrobinę zsunęła się niżej, przynajmniej w mojej ocenie, bo jakoś mi się tam specjalnie nie podobało. Dyrektorka opowiedziała wszystko, co mogłam sobie sama przeczytać na stronie internetowej, albo właśnie odsyłała do strony - "to sobie państwo przeczytajcie". Doprawdy nie musiałam na to poświęcać sobotniego przedpołudnia! Udało nam się jednak złapać na korytarzu ucznia z interesującej nas klasy i dowiedzieliśmy się, że matematyka jest super, informatyka też, ale fizyka już nie za bardzo. Mikołaj robi ostatnio delikatne uwagi, że może jednak poszedłby w kierunku programowania, bo mają to teraz w szkole i podoba mu się to, więc kto wie, na jaką klasę się jeszcze zdecyduje...
Korzystając z wolnego dnia z okazji rekolekcji, pojechaliśmy też "obstalować" pierwszy garnitur, Mikołaj wygląda zabójczo, ale musicie wierzyć mi na słowo, bo zdjęcia będę wstawiać dopiero po zamknięciu bloga! (czyli jeszcze nie wiem kiedy).

Tymczasem Madzia wykonała wczoraj duży numer. Wracała sama ze szkoły pociągiem i wsiadając na Dębcu, nie zauważyła, że wsiadła do złego pociągu! Będąc w pracy, dostałam sms-a od Pana Męża, żeby natychmiast do niego zadzwonić. Zadzwoniłam i okazało się, że Madzia stoi na dworcu w Szreniawie, czyli po drugiej stronie parku narodowego, bo tam się akurat zorientowała, że jedzie w złym kierunku. Pan Mąż był akurat bez samochodu, bo ja miałam samochód w pracy. Na szczęście PM jest fachowcem od zarządzania kryzysowego, więc udało mu się pożyczyć samochód od sąsiada (niniejszym dziękuję Panu Romanowi i Pani Małgosi), i pojechał po Madzię do tej Szreniawy, i zdążył nawet przed tym, jak Mikołaj wrócił ze szkoły kolejnym pociągiem.
Po analizie wydarzenia doszliśmy do tego, że pociąg Madzi się spóźnił, przyjechał inny, więc wsiadła do niego, bo jakoś zapomnieliśmy powiedzieć jej o tym, żeby zawsze spojrzała na przód pociągu, żeby ustalić, dokąd on jedzie! A konduktor nie sprawdził jej biletu, bo gdyby sprawdził, to może wysiadłaby w Luboniu albo w Wirach.

I tak to leci. Ja tymczasem odmówiłam szefowej prowadzenia kursu językowego dla pracowników, chociaż wstępnie się zgodziłam wcześniej. Zgodziłam się jednak robić to za kwotę XX i w naszej siedzibie, a w poniedziałek okazało się, że będzie to jednak kwota X i to nie u nas, a w kwaterze głównej w centrum. Zakładając, że kurs zaczynałabym po 15, kiedy ludzie wychodzą z pracy, kończyłabym o 17 i potem pewnie godzinę jechałabym do domu. I jeszcze zmiana warunków finansowych... Trochę mi było nieswojo, bo wcześniej się zgodziłam, ale okazało się, że na coś innego, więc w końcu wykazałam się asertywnością i powiedziałam, że rezygnuję. Szefowa zadowolona nie była, ale trudno, i tak ciągnę prawie dwa etaty, ile jeszcze można...?

1 komentarz:

  1. Przygoda z pociągiem lekko mrożąca krew w żyłach. Dobrze, ze tata wyratował. :)

    OdpowiedzUsuń