czwartek, 4 kwietnia 2019

Wczoraj...

...był bardzo dziwny dzień.
Rano mieliśmy niebezpieczną sytuację w pracy. Wszedł nam do budynku agresywny mężczyzna, najwyraźniej pod wpływem jakichś dopalaczy, bo zachowywał się bardzo dziwnie. Najpierw chodził po korytarzach, zataczając się od ściany do ściany i otwierając wszystkie możliwe drzwi, potem zaczął jeszcze krzyczeć i wygrażać studentom na korytarzach. Akurat odbywali u nas zajęcia studenci ratownictwa medycznego, wyszkoleni do takich właśnie wydarzeń, więc podeszli do gościa i chcieli mu pomóc, ale on zaczął się na nich rzucać i o mały włos doszłoby do bójki! Gdyby gość miał nóż... to nie chcę nawet myśleć, co mogłoby się stać. Na szczęście nie był uzbrojony, więc trzech (!!!) ratowników zdołało go obezwładnić, położyli go na podłodze, a świadkowie dzwonili w międzyczasie na pogotowie i policję. Karetka przyjechała, drobiazg, po jedynych 50 minutach. Policja była trochę wcześniej. Gościa zakuli i zabrali na toksykologię, ale wszyscy obecni najedli się sporo nerwów...

Wszystko to z powodu braku portiera, a to z kolei z powodu "oszczędności", do budynku wchodzi się na karty magnetyczne, ale nikt tego nie nadzoruje. Gostek wszedł jednak przez drzwi awaryjne, które sprzątaczki akurat zostawiły uchylone. Strach pomyśleć, że czasami w całym budynku jest jedna grupa albo dwie, i to złożone z samych kobiet... a wejść może tak naprawdę każdy, policja powiedziała, że to budynek użyteczności publicznej, więc o co nam chodzi. Gdyby nie nasi ratownicy, to kto wie, jak to by się skończyło.

Po południu natomiast na naszej stacji kolejowej pociąg wjechał w karetkę, która wjechała na przejazd po zamknięciu rogatek i utknęła. Kierowca nie wiedzieć czemu nie staranował szlabanu, tylko ustawił się bokiem, licząc na to, że się zmieści. Jednak nie zmieścił się i dwie osoby zginęły (lekarz i ratownik), kierowca w ciężkim stanie jest w szpitalu.
Przechodzimy przez ten przejazd prawie codziennie, idąc na spacer, wczoraj też szliśmy, ale wszystko było ogrodzone, obstawione policją, żadne pociągi oczywiście nie kursowały i dobrze, że akurat nikt z nas tego dnia nie wracał pociągiem z Poznania.
Ciężko mi zrozumieć tok myślenia tego kierowcy. Rano akurat ratownicy stanęli na wysokości zadania, ale ogólnie rzecz biorąc, o załogach karetek nie mam wysokiego mniemania... Regularnie zastawiają nam wyjazd z parkingu pracowego, bo przyjeżdżają do pobliskiego baru po spaghetti na wynos. Człowiek stoi i się złości, bo trąbić na karetkę jakoś nieswojo, no ale w końcu się trąbi, na co oni tylko kogutem błyskają i dalej czekają na to swoje spaghetti. Wciskanie się pod zamykający się szlaban też już widziałam, zresztą nie tylko w wykonaniu karetek. Z drugiej strony, pracują ciężko i zmęczeni są nieziemsko. Życia tym dwóm ofiarom nikt jednak nie wróci...

2 komentarze:

  1. Czytałam w wiadomościach, straszne to :(. Swoją drogą, skoro i tak nie daliby rady zjechać z przejazdu, po cholerę w ogóle wjeżdżali??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest nie do pojęcia, czemu wjeżdżali, ale czemu nie wyłamał tego szlabanu zamiast ustawiać się bokiem??? Nawiasem mówiąc, wczoraj idąc na spacer widzieliśmy kolejny samochód wjeżdżający na ten przejazd przy zamykających się szlabanach...

      Usuń