wtorek, 24 marca 2020

Dzień 13

Dzień za dniem płynie bez szczególnych wydarzeń, ale ostatnio czuję się jak na emocjonalnym rollercoasterze, niestety cała ta sytuacja kosztuje mnie dużo nerwów i strachu. Chyba będę musiała odciąć sobie częściowo czytanie newsów, bo można zwariować od tych wszystkich medialnych historii (i histerii też).
Staramy się maksymalnie unikać wychodzenia, chodzimy tylko czasem na spacer do lasu - ale ostatnio nawet rzadziej, bo zimno - a zakupy wziął na siebie Pan Mąż, żeby ograniczyć ewentualny kontakt i drogi zakażenia, zwłaszcza, że ja mam pewien problem, żeby pilnować bezwiednego dotykania twarzy czy włosów. Każdy z nas jest potencjalnie zagrożony komplikacjami - ja mam Hashi, które zdecydowanie osłabia układ odpornościowy; PM i Mikołaj mają historię astmy i chorób oskrzeli; chyba więc tylko Madzia jest zupełnie zdrowa i bez żadnych obciążeń.
No dobra, boję się potwornie. Potwornie! Najchętniej zamknęłabym nas wszystkich w domu, aż to się wszystko skończy. I tak dobrze, że nikt z nas nie musi chodzić do pracy, jeździć komunikacją miejską, itd.
Najbardziej zadowolone w całym układzie są koty, bo mają swoich człowieków w domu i jest kogo prosić o smaczne kąski albo o otwarcie drzwi na taras. Zaczęły też wychodzić na ogród i Luna wczoraj przyniosła kleszcza, więc pora na podanie preparatu, który na szczęście mam w zapasie.
Luna nabrała zwyczaju, który nazwaliśmy oglądaniem telewizji. Rano, kiedy słońce jest od wschodu, siada na schodach i patrzy na duże okno, za którym na wietrze ruszają się gałązki choinek. Potrafi tak przez godzinę albo i dłużej.


Teraz akurat obydwa usiadły w kuchni i czekają na obiad, bo ruszyłam się od stanowiska pracy, żeby zrobić sobie herbatę, a wiadomo, człowiek w kuchni równa się żarcie dla kota.
Poza tym bawimy się w gotowanie. W weekend z pomocą Madzi zrobiliśmy pieczone falafele (wg przepisu z Jadłonomii), wyszły super :) Innego dnia upiekłam kacze nogi z jabłkami. Zrobilibyśmy pizzę, ale nie da się nigdzie dostać drożdży, czy też wszyscy nagle rzucili się pędzić bimber? Bo że wszyscy pieką chleb, to nie wierzę, chleba jest pełno w sklepach, a drożdży za długo przechować się nie da, bo pleśnieją. Nie rozumiem!
Dziś przyszły zamówione nowe meble na taras, czekamy więc tylko, aż będzie cieplej, żeby posiedzieć na powietrzu. A teraz wracam do pracy... długo jeszcze nie wygrzebię się spod sterty prac domowych...

5 komentarzy:

  1. U mnie drożdży też niet.
    Jeśli gdzieś dopadniesz, to kup i zamroź.
    Wcześniej podziel od razu kostkę na mniejsze porcje. Ja tak robię od lat.
    Na allegro są suche drożdże piekarskie, duży wybór, ja używam od ubiegłego roku tych importowanych z Francji.

    OdpowiedzUsuń
  2. https://allegro.pl/oferta/drozdze-piekarskie-suche-lesaffre-saf-instant-125g-9076019782 - takich używam. Kupowałam takie opakowanie z rok temu w sklepie, na pewno były tańsze, ale szczegółów juz nie pamiętam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) tych akurat już nie było, ale kupiłam inne. Mam nadzieję, że będą dobre.

      Usuń
  3. Cześć! Drożdże się mrozi, co wygooglałam, gdy tylko po tygodniu dorwałam je w spożywczym. Od razu zamroziłam, przecież zaraz Wielkanoc i drożdżowe musi być.
    Widzę, że nie wiadomo kiedy staliście się niewolnikami kotów, podobno wszyscy prędzej czy później tak kończą :D.
    Trzymaj się i nie daj się strachom. Damy radę, bo kto jak nie my. Uściski.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie rozumiem tego fenomenu drożdży. Też nie wierzę, że wszyscy nagle chleb pieką i tony pizzy i drożdżowego ciasta. Mam jeszcze jedną kostkę i dwie paczki suszonych. Z tego wyjdą 4 pizze, więc póki co spokój. :)

    OdpowiedzUsuń