czwartek, 19 marca 2020

Dzień 8

Dzień wczorajszy, czyli 7, był na pół udany i nieudany. Udany dlatego, bo pogoda była piękna i udało nam się zrobić pierwszego w sezonie grilla (a to dzięki temu, że pobliski Lidl okazał się zaopatrzony nawet lepiej niż normalnie i dostałam świeżutkiego łososia pacyficznego). Forsycja kwitnie, ruszają morele, a razem z nimi pszczoły, no pięknie.



Ale żeby nie było aż tak cudownie, z pracy przyszło chyba z 10 maili na temat organizacji pracy w najbliższym czasie. Dostaliśmy dostęp do innej platformy niż ta, na której pracuję od pewnego czasu (i jest to rekomendowana platforma). Szkoda tylko, że jest to platforma zupełnie niefunkcjonalna i trudna w obsłudze (Teams). Do tego zalecenie przygotowania testów zdalnych do końca semestru, i masę innych ważniejszych i mniej ważnych informacji. Poczułam się tym tak obciążona, że wszystkiego mi się odechciało. Wszystko to, co piszą nauczyciele w sieci, to prawda... że wrzucają nas z wieku XIX od razu w XXI, chociaż i tak na uczelniach i tak część pracy już odbywa się zdalnie. Ciekawa jestem jednak, jak miałabym obsłużyć na wideokonferencji grupę 30-osobową, a takie grupy miewamy; nie mówię też o tym, że nie mam sprzętu przystosowanego do tego rodzaju pracy. Na szczęście mamy w domu kilka komputerów, więc nie ma sytuacji, że i ja, i dzieci musimy dzielić się jednym laptopem w tym samym czasie. 
Wszystko to oczywiście jest sytuacją nadzwyczajną i trzeba się do tego jakoś przystosować, ale nie jest nam łatwo. Jedna moja koleżanka ma męża w kwarantannie (po powrocie z zagranicy), sama ma trójkę dzieci, w tym jednego przedszkolaka, i pracę zdalną. Wszystkie bardzo chciałybyśmy wrócić do normalnego trybu. Gdybym miała na stałe prowadzić zdalne zajęcia, to słowo daję, zmieniłabym zawód, bo mi ta forma wyjątkowo nie pasuje. Chyba nie to pokolenie...
Dzisiaj od rana zaczęłam więc pracować na Teams. Zaczyna się "fajnie", bo nie można wysłać wszystkim jednego zaproszenia jak na Classroom, tylko muszę ponad 250 osób wyklikać po numerze indeksu i dodać do grupy. Zostały mi do wyklikania jeszcze 4 grupy, a siedziałam nad tym ponad 2 godziny. Oprócz tego oddawałam spływające stopniowo, poprawione prace, plus pisałam nowe zadania na kolejne tygodnie. Zeszło mi na tym dobre pół dnia.
Całe szczęście, że udało się wyjść na spacer... ale pogoda już dzisiaj jest gorsza i ma przyjść ochłodzenie. Coś ładnego na koniec: budynek poniżej to odnowiona Willa Mimoza, kiedyś letnisko i restauracja, potem niszczejąca czynszówka, a teraz po remoncie siedziba instytucji kulturalnych. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz