wtorek, 7 kwietnia 2020

Dzień 27

Aktualnie mamy na termometrze 21,5 stopnia po stronie północnej. Musiałam to zanotować, bo to rekord jakiś. Zrobiłam pranie i w godzinę wyschło mi na sznurze w ogrodzie. Dla przypomnienia, jest dziś 7 kwietnia!
Siedzę jednym okiem na lekcji zdalnej, a w przerwach nasłoneczniam się na tarasie. Studentów dziś nie widać, bo zaczęła się pierwsza tura testów online, więc wszyscy siedzą na swoich platformach i rozwiązują (mam nadzieję!). Problemy są takie jak zwykle, czyli kogoś nagle wyrzuca z testu, komuś nie uznaje dobrych odpowiedzi, i tak dalej. To już na szczęście nie mój problem, bo ja nie obsługuję strony technicznej, no ale narzekania muszę przyjmować.
Kot Filip był wczoraj na szczepieniu, którego już nie można było dłużej odwlekać, i dziś jest wyraźnie obolały, nie chce jeść i wygląda smutno. Mam nadzieję, że do jutra mu przejdzie - podobno odczyn poszczepienny trwa do 48 godzin - i że nie trzeba będzie ponownie jechać do weta.
Właśnie widzę, że poszedł wreszcie jeść (pierwszy raz od rana!), więc może będzie lepiej.
A o tym, co w kraju, to już nawet myśleć mi się nie chce... Mam wrażenie, że siedzę w samolocie. Za sterami siedzi szaleniec, drugi szaleniec stoi nad nim i woła: ląduj! ląduj! - a samolot krzyczy: pull up pull up pull up. Ziemia coraz bliżej... a w tym samolocie tym razem niestety jesteśmy wszyscy.

2 komentarze:

  1. Nie wiem kogo na fb podczytujesz, ale polecam Żulczyka i Łukasza Najdera. Jedyne co można zrobić to chyba tylko się z tego śmiać, bo poziom absurdu jest taki, że trudno się już tym przejmować. Inna sprawa, że w momencie kiedy będzie już można wychodzić i sie gromadzić to ja wyjdę. I pojadę gdzieś tam krzyczeć, że tak nie może być. Ale oni nam do wyborów na ulice nie wypuszczą. Myślę, że również dlatego, że ludzie na nich ruszą.

    OdpowiedzUsuń