W kronice pogodowej należy odnotować, że dziś 25 lutego, a na dworze mieliśmy 18 stopni w cieniu! Mam dziś dzień wolny i musiałam skoczyć do Auchana, bo w lodówce straszyło pustkami, ale jak tylko wróciłam, wyciągnęłam Mikołaja nad rzekę. Z Madzią zawsze jest trudniej z tymi spacerami, bo ona później kończy lekcje i kiedy zje obiad, to z reguły jest już za późno na wychodzenie (przynajmniej dopóki dzień nie zrobi się dłuższy). A Mikołaj miał dziś luźniej w szkole, bo wczoraj nauczyciele poszli się szczepić i dziś połowa kadry leżała z odczynem poszczepiennym. A propos odczynu, moi doktoranci mówią, że silna reakcja na szczepienie to właśnie dobry znak, bo świadczy o mocnym układzie odpornościowym. Podobno często zdarza się sytuacja, że młodzi, zdrowi ludzie reagują silniej, a starsi i osłabieni nie mają reakcji poszczepiennej. Wychodzi więc na to, że z odczynu poszczepiennego należy się wręcz ucieszyć :)
Mam ostatnio lekki problem motywacyjny, jakoś nic mi się nie chce. Większość sił, które mi jeszcze zostały, przeznaczam na prowadzenie zajęć, a reszta spraw leży niestety odłogiem. Nawet czytać nic ambitnego mi się nie chce, na szczęście mam na czytniku jakieś romansidła. Niedługo minie rok, odkąd siedzę w domu na zdalnej pracy. Nasi studenci mają niby wracać na zajęcia stacjonarne, ale języków nie przywrócą i będę tak siedzieć przy komputerze do końca semestru. Ja to ja, ale co z dziećmi??? Oni to już w ogóle zdziczeli totalnie. Ostatnio spotkałam w piekarni znajomą, która ma trzech synów, i powiedziała mi żartem, że chyba trzeba będzie wskrzesić małżeństwa aranżowane, bo gdzie ci młodzi ludzie mają się właściwie poznawać?
Madzia narzeka, że nauczyciele strasznie ich cisną, i rzeczywiście, lista prac domowych, jakie mają do zrobienia jest bez końca. Siedzą przed komputerem od 8.30 do 15, a nierzadko dłużej, a potem na przykład nauczyciel zadaje do obejrzenia film trwający półtorej godziny - i kolejny czas przed ekranem... Niech to nawet będzie Attenborough, ale czy nie można tego zadać np. na weekend? To już koniec naszej przygody z tą szkołą, więc nie chce mi się robić awantury, ale miałabym na to ochotę. Zostaje mi jedynie zwalniać Madzię z wykonywania co głupszych poleceń, bo zresztą i tak większość czasu powinna przeznaczać na konkursy (a to już niedługo! - na początku marca).
Nic to. Niedługo wiosna. Poszłam dziś po chleb i przy okazji nabyłam takie oto fikuśne ciasteczka, każdy z nas miał inne. Madzia miała w zielonej polewie z pistacjami, ale zjadła swoje ciacho, zanim zdążyłam zrobić zdjęcie. Moje było to w ciemnej, czekoladowej polewie. W środku miało kakaową masę, a samym jądrze - nadzienie borówkowe :) Normalnie na takie ciasteczka chodzi się do naszej kawiarni, razem z kawą, ale kawiarnia zamknięta, na szczęście chociaż ciastko można wziąć na wynos.
jeju, tyle kulek ze sreberek ;) Mój kot byłby w raju :D
OdpowiedzUsuńojej, jaki ładny!!! Dziękuję :) Ale widzę, że Wy ambitnie ten najbardziej skomplikowany wybrałyście. U nas Łucja chce wziąć ten z trzema dużymi kulkami :) Ja dziś proponowałam jej taki wariant z pączków i kulek serowych, że może nauczyciel doceni TAKI ZERO WASTE, ale nie NIE chciała :))
OdpowiedzUsuńTaki Madzia dostała z przydziału :) Proponowałam jej, żeby zrobiła z mandarynek i pomarańczy, ale też nie chciała :)
Usuń