Miniony tydzień był trudny i dobrze, że już się kończy. Egzaminy Madzi za nami. Polski zgodnie z oczekiwaniami poszedł jej świetnie, i nawet dziwiła się, że ktoś mógł mieć problemy z tym arkuszem. Przy matematyce trochę zrzedła jej mina, arkusz co prawda był prosty, ale wróciła mocno zdołowana. Jak trochę odsapnęła i ochłonęła, przejrzeliśmy zadania i okazało się, że ma źle jedno zadanie zamknięte i jedno otwarte, plus w innym otwartym ma błąd rachunkowy. Może więc nie będzie tak źle i starczy jej tych punktów na jakieś 60-70% (tyle potrzebowałaby, żeby uzbierać pożądaną liczbę punktów). Angielski poszedł znowu dobrze, więc właściwie wszystko było zgodnie z oczekiwaniami i teraz pozostaje tylko czekać na wyniki. W międzyczasie złożyłyśmy wniosek i na razie sprawę uznaję za chwilowo zamkniętą.

Powrót do szkoły oznacza wcześniejsze wstawanie niż przez ostatni rok i to dało nam się trochę we znaki w tym tygodniu. Ja mam do tego początek sesji egzaminacyjnej i wiele godzin przed komputerem - to akurat nic nowego - ale ponieważ słucham odpowiedzi ustnych, czasami przez kilka godzin muszę być non stop skupiona, a to jest bardzo męczące. Wszyscy jesteśmy już zmęczeni, i my, i studenci, ale na szczęście jesteśmy już na finiszu.


W Poznaniu mamy nową atrakcję "turystyczną", a mianowicie otworzył się Primark i wszyscy teraz rozmawiają o tym, czy już byli w Primarku i co kupili. Wybraliśmy się więc też, wspólnie z Panem Mężem. Na początek zaliczyliśmy zdziwienie, bo okazało się, że do wejścia jest spora kolejka... a ruchem sterowali ochroniarze. W pierwszej chwili chcieliśmy zrezygnować, ale kolejka szła dość szybko i zaraz znaleźliśmy się w środku. Wybór rzeczywiście ogromny, zupełnie jak w innych krajach, jakość podobna jak w innych sieciówkach, ale ceny o połowę niższe, więc stąd ten szał. Kupiłam oczywiście mnóstwo rzeczy, a po kilku miesiącach lockdownu możliwość przymierzenia czegoś przed zakupem odbiera się wręcz jako luksus :)

Pogoda ogólnie rzecz biorąc jest koszmarna, ciągle zimno i pada. Obsadziłam cały taras kwiatami, nie wiem po co, skoro w ogóle na tarasie nie przesiadujemy. Ostatnio nawet włączamy na noc ogrzewanie, bo temperatury spadają do 5-6 stopni i w domu jest po prostu zimno. Marzę o cieplejszych dniach... ciekawe, jak długo trzeba na to jeszcze poczekać.
Optymistycznie posadziłam już w donicach pomidory, wschodzi też rzodkiewka, a także zakwitł mi clematis, o którym myślałam, że zmarzł zimą. Najlepsze jest jednak to, że figa zaczyna nieśmiało odbijać, a już myślałam, że umarła i że będzie trzeba się z nią pożegnać. Na szczęście postanowiła odżyć. Bez mi w tym roku nie zakwitł, ale za to piwonie mają pąki i jaram się nimi jak głupia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz