niedziela, 20 czerwca 2021

Upał

Termometr wskazuje właśnie 32.7 stopni w cieniu...powoli się roztapiamy. Dobrze, że w zeszłym roku kupiliśmy wiatrak, bo teraz przy zamkniętym tarasie i włączonej wentylacji można jakoś funkcjonować (nota bene, w zeszłe lato nie włączyłam tego wiatraka ani razu... nie było potrzeby).

Kuchnia znajduje się w stadium ruiny, na razie są zrzucone płytki, położona wylewka na podłodze - która jakoś nie chce schnąć - i wykute są bruzdy pod nowe przewody elektryczne. Pan Michał, który robi nam kuchnię, jest pełen optymizmu i mówi, że do piątku prace budowlane będą skończone, ale jakoś nie wydaje mi się przy tej nie schnącej wylewce. No ale zobaczymy, miejmy nadzieję, że będzie miał rację.




W każdym razie, nie zna życia ten, kto nie odsmażał pierogów w garażu i nie zmywał naczyń w wannie. Na etapie pierwszego remontu zrobiliśmy błąd tego typu, że nie zamontowaliśmy tzw. brudnego zlewu w pralni. Nie chcemy myć naczyń w umywalkach łazienkowych, bo instalacje z Ikei, które tam mamy, lubią się zapychać, tak więc zostaje wanna, do której trzeba się niestety schylać. Generalnie wszystko ciągle jest w stanie ogólnego chaosu i tylko wczoraj, będąc cały dzień w domu, miałam na liczniku prawie 8 tysięcy kroków, ciągle latając z góry na dół, z ogrodu do garażu, i tak dalej. 

Przemnożyliśmy też koszty posiłków na wynos przez cztery osoby i wyszło, że taniej jest kupić przenośną kuchenkę elektryczną, tak więc mogę ugotować choćby zwykły makaron czy ziemniaki. W weekendy sytuację ratuje grill, grillowaliśmy wczoraj i znowu będziemy grillować dzisiaj. Na przyszły tydzień zapowiadane są deszcze, więc pewnie trzeba będzie przerzucić się na sałatki i wspomniany wyżej makaron.

Panowie byli w piątek na drugiej dawce szczepienia. To dziwne, ale tym razem Pan Mąż nie odczuł żadnych skutków ubocznych, a Mikołaj miał stan podgorączkowy i bóle mięśni, ale w sumie przeszło mu, kiedy zażył paracetamol. Została jeszcze ostatnia dawka szczepień dla Madzi i to jest zaplanowane na 13 lipca.

W tym wszystkim ja nadal ciągnę moje egzaminy i to potrwa jeszcze z przerwami trzy tygodnie. Młodzież ma ostatni tydzień szkoły i to będzie tydzień na luzie. U Madzi w czwartek odbędzie się uroczyste zakończenie i będzie to impreza z pompą, ku mojemu ubolewaniu, bo nie dość, że całe popołudnie będzie zajęte, to muszę jeszcze ubrać się w coś eleganckiego i zupełnie nie mam pojęcia w co. W planach jest uroczyste wręczenie świadectw, bankiet i dyskoteka dla dzieciaków. Na szczęście w ostatniej chwili zrezygnowano z punktu pod tytułem "wypuszczenie w niebo 100 balonów z helem". Serio, czytałam maila od trójki klasowej i z każdą linijką szczęka opadała mi się coraz niżej, a przy tych balonach to już zupełnie wszystko mi opadło - ani to tanie, ani ekologiczne, ot taki instagramowy moment kompletnie bez żadnego sensu. Dobrze więc, że tego nie będzie. Cieszę się też, że nie musimy wyskakiwać z dodatkowej kasy, bo okazało się, że zwrócono nam pieniądze za jakąś nieodbytą wycieczkę, z którymi w gruncie rzeczy już się pożegnałam. 

Ostatnio ciągle zamieszczam zdjęcia mojego clematisa, ale on ciągle się rozwija i nie mogę się nadziwić, jaki jest piękny. Absolutne cudo!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz