No więc w temacie kuchni kompletny kanał i dno, jak w tytule. W poniedziałek dostaliśmy telefon od projektanta, że są opóźnienia na produkcji, ponoć brakuje jakichś komponentów meblowych, i meble nie są jeszcze gotowe. Szlag nas trafił potężny, bo po to zamawialiśmy kuchnię w grudniu, żeby uniknąć takich sytuacji, a zgodnie z umową powinna być gotowa 7 czerwca, czyli miesiąc temu. Winą obciążamy tylko i wyłącznie studio projektowe, bo kłamią od samego początku. Ciągle słyszeliśmy, że wszystko jest ok, planują montaż, potem że montaż się opóźni bo brak ekipy, no i teraz takie bum. Gdyby od początku nam powiedzieli, że będzie opóźnienie, to inaczej zorganizowalibyśmy się z remontem, a tak to zostałam bez zlewu, bez normalnej kuchenki i piekarnika, a wszystkie produkty spożywcze stoją u Mikołaja w pokoju w pudłach. No i najlepsze, za dwa i pół tygodnia mamy w planach wyjazd, a kuchnia nie wiadomo kiedy będzie zrobiona. W domu zostaje babcia Dana, ale babci nie będę obciążać montażem mebli, bo sama muszę tego doglądać, więc babcia będzie przez kilkanaście dni bujać się ze zmywaniem naczyń w wannie. Bosko!
Pan Mąż wykonał telefon do prawnika, może uda się sklecić jakieś pismo ponaglające, żeby wywołać efekt psychologiczny, aczkolwiek nie wiem, czy to coś pomoże w obliczu braku tych materiałów. Wg umowy mamy prawo do odsetek ustawowych, ale to są jakieś grosze, albo możemy odstąpić od umowy, a to oznacza szukanie nowego wykonawcy i brak kuchni przez kolejne 2 lub 3 miesiące. Tak czy inaczej, nie mamy mebli, nie mamy wpłaconej zaliczki i nie mamy pewności, co dalej. Normalnie rozpacz człowieka ogarnia...
Remont w sypialni i holu dobiega końca i można by wszystko uporządkować i cieszyć się wakacjami, a tu taki klops.
W tak zwanym międzyczasie Mikołaj zaczął kurs prawa jazdy, na razie robi teorię, do jazdy musi wyrobić sobie tak zwany profil kandydata na kierowcę i zdać egzamin teoretyczny. Zupełnie nie mogę sobie uświadomić, że za niespełna miesiąc mój synek będzie już dorosłym człowiekiem!
Nawet nie chodzimy ostatnio do lasu, bo owady atakują. Ostatni spacer kończyliśmy prawie biegiem, bo obsiadły nas dziwne insekty. Wygląda to podobnie do kleszcza, ale ma skrzydełka. Wyczytałam w internecie, że nazywa się to strzyżak jeleni i faktycznie jest to rodzaj kleszcza, chociaż żeruje głównie na sarnach. Ludźmi tez jednak nie pogardzi, mieliśmy tego na sobie dziesiątki, jeszcze w domu miałam kilka na ubraniu, a we włosach miałam chyba ze 20 sztuk. Od tego czasu nabawiłam sie nerwicy i ciągle się drapię, bo wydaje mi się, że coś po mnie chodzi. Tak więc rzadko będę teraz oglądać takie piękne widoki jak na poniższym zdjęciu.
Najgorsze w tym wszystkim jest chyba to, że lato ucieka, a nic sie nie dzieje, siedzimy w domu, sprzątamy po remoncie i martwimy się kuchnią. Nie mam w tym roku jagodzianek, pierogów z jagodami, ciast z truskawkami i nawet chyba nie zrobię ogórków kiszonych, bo nie mam miejsca na słoiki. Normalnych obiadów też nie ma, w kółko makaron z pesto, odgrzewane pierogi ze sklepu i sałatki. Gdybym wiedziała, że tak będzie, to ugotowałabym i zamroziła jakieś porcje obiadowe. Teraz nie wiem nawet, gdzie mam maszynkę do mięsa, żeby zrobić chociaż sos boloński. No i cały czas patrzę na bałagan w pięknie wyremontowanej kuchni :(
O Boże! To faktycznie koszmar! Tego się cały czas bała i dlatego zamówiłam meble w IKEA, gdzie mi zagwarantowali, że meble są i mogę je zabrać nawet tego samego dnia, jeżeli będę mieć własny transport. I dlatego też zgodziliśmy się mieszkać przez 10 dni z tymi pakami z meblami do złożenia, żeby mieć już pewność, że one są.
OdpowiedzUsuńWspółczuję! Może weźmiecie meble z IKEA?