środa, 20 października 2021

Środa to taki mały piątek...

...bo jutro ani pojutrze nie mam zajęć, więc właściwie można powiedzieć, że rozpoczynam już weekend. Muszę niestety bardzo wcześnie rano wstawać, bo młodzież chodzi do szkoły i potrzebuje podwózki na pociąg, a w sobotę mam jakieś egzaminy dla doktorantów i muszę pół dnia spędzić w pracy, ale sam fakt, że muszę być w tej pracy fizycznie, a nie zdalnie, już nastraja mnie pozytywnie. Kto by pomyślał, że tak będzie mnie cieszyło jeżdżenie w sobotę do roboty, hmm...

Myślę, że moje problemy z niewyspaniem mogą wiązać się z pełnią, bo mam za sobą kolejne dwie nie najlepsze noce. Pamiętam, jak na studiach mieszkałam z moją już nieżyjącą przyjaciółką Dorotą i czasem przestawiał nam się zegar dobowy, siedziałyśmy do późna w nocy, a przed północą włączał nam się głód, więc robiłyśmy sobie kanapki. Dorota zawsze jadła oryginalnie, kanapki z serem żółtym i powidłami. Którymś razem wreszcie nam się skojarzyło, że zawsze ten rozszalały apetyt przypada podczas pełni i wszystkie elementy złożyły się w logiczną całość. W sumie, jeśli morza i oceany reagują na księżyc, to czemu człowiek ma być obojętny na jego wpływ, skoro składa się w 60% z wody?

Obecna pełnia przyniosła piękną pogodę, dziś było 21 stopni, a w nocy ma być aż 15. Zamknęłam dziś komputer wczesnym popołudniem, przywiozłam Mikołaja z przystanku autobusowego, i poleciałam na spacer do lasu. Teraz są najpiękniejsze jesienne widoki! Pewnie wszystkim już znudziły się zdjęcia znad rzeki, ale dzisiaj wyszły wyjątkowo ładne i z trochę innej perspektywy, bo zeszłam w miejsce, gdzie zwykle siedzą wędkarze, a dzisiaj nikogo nie było. I te kolory...!







 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz