Od wczoraj nie obowiązuje nakaz noszenia maseczek. Pamiętam, że jeszcze niedawno czekałam na ten dzień i wydawało mi się, że ten moment będzie bardzo radosny... Tymczasem wszystkie równoległe wydarzenia sprawiły, że stwierdziłam tylko: do sklepu bez maseczki? - ok... Fakt, że jak weszłam wczoraj do piekarni bez maseczki na twarzy, czułam się nieco dziwnie, jakby nieubrana. Człowiek jest chyba w stanie przyzwyczaić się do wszystkiego ;)
W pracy spotkała nas wczoraj wielka niespodzianka, albowiem okazało się, że ponieważ pandemii oficjalnie już nie ma, od przyszłego tygodnia wracamy na wszystkie zajęcia stacjonarne. Do tej pory było pół na pół, niektóre wydziały wróciły już jakiś czas temu, inne nie. Problem jest oczywiście na tych innych, bo plany są ułożone pod zajęcia online - najwyraźniej ktoś założył, że nauka zdalna będzie trwała do końca semestru. Trwa więc teraz wielkie przemodelowanie planów i bardzo jestem ciekawa, jak będzie wyglądała moja środa za tydzień. Pewnie zdejmą mi zajęcia trwające do 21, pytanie tylko, gdzie je umieszczą... w sumie zawsze do dyspozycji jest poniedziałek o 7.30 (tfu, tfu na psa urok). Dziś studenci też już pojawili się bez maseczek i od razu lepiej się prowadziło zajęcia, przede wszystkim mogłam patrzeć bezpośrednio na osobę, która do mnie mówiła. W maseczkach musiałam najpierw zidentyfikować, skąd dobiega głos, a i to nie zawsze mi się udawało.
Cieszę się, że wracam do normalności, ale najbardziej będzie szkoda mi czasu przeznaczonego na dojazdy - jednak półtorej godziny dziennie (łącznie) to jest coś. Korki są okropne, zupełnie jakby benzyna kosztowała 3,50, a nie 7 zł. No i czasu na częste spacery też już nie będę miała. Na szczęście wieczory są już dłuższe, więc i po południu można jeszcze szybko skoczyć nad rzekę.
Madzia namalowała drugi koci portret, tym razem jest to Lusia.
A poniżej migawki z życia kotków.
Filuś odbywa poobiednią drzemkę:
mam to samo z maseczką :) Czuję się GOŁA :) I nawet się ucieszyłam gdy weszłam do apteki, a tam TRZEBA było nałożyć!
OdpowiedzUsuń