poniedziałek, 21 marca 2022

Wiosenne klimaty

Dziś pierwszy dzień wiosny jak malowany, piękne słońce i błękitne niebo. W poniedziałki nie mam dużo czasu na spacer, ale jakieś tam 45 minut udało mi się wykroić, jutro niestety szansy nie będzie, bo w najlepszych godzinach dnia jestem w pracy. Fajnie jest wrócić do pracy stacjonarnej, ale od dojeżdżania odzwyczaiłam się kompletnie, ostatnio w piątek jadąc na 8 stałam w korku prawie godzinę.

Teraz więc jak Pana Męża na ma w domu, młodzież ma szkołę, a ja cztery dni w tygodniu pracuję, w tym dwa stacjonarnie, nie jest łatwo, szczególnie jak trzeba rano zerwać się po 6. Z jednej strony chciałabym, żeby już była Wielkanoc i jakaś krótka przerwa, ale z drugiej strony mam świadomość, że po Wielkanocy zaraz zacznie się maraton maturalny Mikołaja. Smutno mi jakoś, bo dociera do mnie, że pewien etap się nieodwołalnie skończy, już nie będę miała w domu ucznia, tylko studenta, który może w każdej chwili zechcieć ten dom opuścić (w to akurat wątpię, ale różnie bywa w życiu). Tak więc wstaję o tej 6.30 i jeszcze przez ostatni miesiąc szykuję Mikołajowi kanapkę do szkoły, i zamierzam się tym cieszyć przez te ostatnie tygodnie!


Na wiosnę i po dwóch latach zdalnych czas trochę schudnąć, wzięłam więc pudełka z Body Chief i dziś zaczynam drugi tydzień. Początek był trudny, bo byłam okropnie głodna, zwłaszcza rano. Mam taką właściwość, że nie lubię słodkich śniadań, żadnych owsianek, placków itp. Idealne śniadanie dla mnie zawiera wędzonego łososia, jajko, trochę awokado, chleb na zakwasie, ewentualnie kawałek wędliny. Na szczęście mam weekendy, bo wtedy pudełek nie zamawiam, więc mogę wreszcie zjeść to co lubię. Cała reszta jest ok, w tym tygodniu zmieniłam sobie opcję z Lactose Free na Vegan, bo w tej pierwszej codziennie na obiad było mięso. Jeszcze się nie ważyłam, ale z obwodów mi już spadło, bo mam jakoś luźniej w spodniach.

Dzisiaj miałam śmieszną wymianę sms-ów z Madzią, nie spodziewałam się, że młodzież będzie pytać rodzica, czy może iść na wagary 😆

Wszystko jakoś leci i chyba przyzwyczajam się do życia w permanentnym stresie, ale dziś miałam bardzo realistyczny sen, że była detonacja bomby atomowej i musimy się chować. To przez to, że czytałam ostatnio artykuł o tym, co robić w takim przypadku. Generalnie, jak się jest w centrum wybuchu, to pozamiatane, ale w lekkim oddaleniu ma się 10 minut na to, żeby się schronić. Najlepiej w betonowym pomieszczeniu bez okien. W tym śnie przyszło mi do głowy, że dobrze, że mamy betonowe stropy w domu, a schować się można w garderobie, i wtedy się obudziłam. Paranoja... Niemniej jednak, ja jeszcze pamiętam z dzieciństwa dryl przeciwatomowy, to musiało być we wczesnej podstawówce, bo chowaliśmy się pod takimi starymi ławkami z dziurami na kałamarz. Potem cała klasa karnie maszerowała do schronu, który był na szkolnym podwórku (były takie w tysiąclatkach). Oczywiście do schronu się nie wchodziło, trzeba było jedynie przećwiczyć drogi ewakuacji. Kto wie, czy takie dryle nie powrócą...


1 komentarz:

  1. Też pamiętam sny wiosną. CO mi się coś śni, to rano pamiętam niemalże z najdrobniejszymi szczegółami :) Ja mam niedopracowany patent jedzenia poza domem. Na ogół jestem głodniejsza niż w domu, a przed wyjściem zawsze wydaje mi się, ze JUŻ dużo zapakowałam do zjedzenia...

    OdpowiedzUsuń