czwartek, 23 czerwca 2022

Bieżączka

Relacja z Londynu jeszcze na dobre się nie zaczęła, ale już pora na przerwę, bo nazbierało się sporo różnych spraw, które warto zapisać, aby nie zaginęły w mrokach niepamięci. Dzisiaj Dzień Ojca, Mikołaj z Tatusiem pojechali do Opalenicy na mecz Lecha, Madzia poszła spotkać się z przyjaciółmi i jeszcze nie wróciła, a ja zostałam w domu i właśnie piekę ciasto z truskawkami. Panu Mężowi został ostatni tydzień w domu, w następną środę najprawdopodobniej znowu czeka nas podróż do Hamburga, żeby PM dostarczyć na statek. Powrót pod koniec sierpnia, tak więc w tym roku podróż wakacyjną planujemy dopiero we wrześniu i to w nowej formule, bo zamierzamy urwać się na tydzień sami, bez potomstwa. Mam nadzieję, że ten plan wypali! Z potomstwem wybieram się w lipcu nad morze, bo udało mi się w tym roku dostać z pracy domek w Łazach, który wychodzi praktycznie za darmo (sponsoruje dział socjalny), nie licząc dojazdu i liczników. Domek jest na 6 osób, tak więc pojedzie i moja Mama, i być może Sister, a Madzia chce zabrać przyjaciółkę z klasy.

A propos przyjaciółek Madzi, wczoraj Madzia odpaliła bombę, bo poinformowała nas, że jedna z jej bliskich koleżanek z podstawówki jest właśnie w trakcie procesu zmiany płci!!! Takie rzeczy oczywiście są nam znane, dość często zdarza mi się jakiś student/ka w trakcie tego procesu - z reguły dostaję wtedy dyskretny telefon z dziekanatu, że Krzysztof to w papierach jeszcze Anna, ale używać mam zaimków męskich - ale pierwszy raz jest to ktoś, kogo znam tak blisko i długo. Jakoś nie chce mi się w głowie pomieścić, że dziewczynka z blond warkoczem, która wiele razy była u nas w domu, to już nie będzie Diana, tylko Natan, i że jak następny raz ją/go spotkam, to być może będzie już mężczyzną z brodą! Szok, szok. Nie wyobrażam sobie, co musi przechodzić cała rodzina, ale z pewnością dla samej osoby zainteresowanej będzie to uwalniające doświadczenie, chociaż sam proces jest na pewno bardzo trudny i skomplikowany. Od wczoraj nie mogę wyjść z zadziwienia, nie spodziewałabym się tego nigdy, chociaż jak teraz myślę wstecz, to na zakończeniu 8 klasy przemknęła mi przez głowę myśl, że Diana wygląda zupełnie jak chłopak. No, teraz już nie Diana, tylko właśnie Natan.

Z większych ważnych rzeczy, podpisaliśmy umowę na montaż paneli fotowoltaicznych. Mamy płaski, bardzo nasłoneczniony dach, wprost wymarzony pod panele. Teoretycznie montaż powinien nastąpić na dniach, ale nie wiem, czy nie uniemożliwi tego pogoda, bo na dach pokryty papą nie powinno się wchodzić w takich upałach. Miałam nadzieję, że uda się to załatwić jeszcze przed wyjazdem Pana Męża, ale wygląda na to, że raczej będę musiała sama się tym zająć. Najgorsze jest dla mnie wchodzenie na dach, niby niewysoko, ale zawsze dostaję zawrotów głowy, a wejść będzie trzeba, żeby sprawdzić wykonanie. Po montażu czeka się jeszcze na podłączenie przez Zakład Energetyczny i potem już można produkować własny prąd. Zawsze daje nam to jakąś dozę niezależności, i jedynym problemem zostaje piec CO, który zasilany jest gazem.


Wczoraj pojechaliśmy rowerami na długą wycieczkę - na Maltę i z powrotem, wyszło nam ponad 40 km, i niestety trochę przeceniłam swoje siły, bo w drodze powrotnej zaliczyłam zjazd i o mały włos nie odpadłam na 40-tym kilometrze, mając jeszcze jakieś 5 km do domu. Ale na szczęście po odpoczynku jakoś się dotelepałam, i dziś nawet nie mam żadnych zakwasów (nie licząc odcisków od siodełka w strategicznych miejscach). Jak się dojedzie do Poznania, to już jest fajnie, bo są eleganckie drogi rowerowe. Od nas trzeba jechać albo zakrętami przez las, co nabija kilometrów i walki z piachem oraz korzeniami, albo pieszo-ścieżką wzdłuż ruchliwej szosy w pełnym słońcu. Cała wycieczka razem z odpoczynkami zajęła nam około 5 godzin. PM zmęczył się niewiele, a Mikołaj wcale. Madzia asekuracyjnie nie wybrała się z nami wcale, preferując spotkania towarzyskie. Zdjęcia z wycieczki ilustrują dzisiejszy wpis :)


A na ostatnim zdjęciu nietoperz, który wylądował w ostatnią niedzielę na naszym tarasie. Tak nam się wydawało, że mamy gdzieś tu nietoperza, bo siedząc wieczorami na tarasie, widzieliśmy jakieś cicho latające stworzenie i na pewno nie był to ptak, tak więc teraz wiemy już na pewno. W niedzielę było te słynne 37 stopni i myślę, że jemu było po prostu za gorąco, chociaż zupełnie nie wiedziałam, że nietoperze mogą latać w dzień! Najwyraźniej mogą. W pierwszej chwili myśleliśmy, że biedak umarł (na szczęście nie było na tarasie żadnego kota), ale przyniosłam w miseczce trochę zimnej wody, polałam mu na płytki tuż obok ryjka i wtedy on się ocknął. Napił się trochę wody i bezszelestnie odleciał, tak więc mam na swoim koncie uratowanie nietoperza :) Może to i dobrze, że gdzieś tu mieszka, na pewno będzie mniej komarów!

1 komentarz:

  1. Super :) Chciałabym mieć nietoperza! A na dach nie wchodź. Tak naprawdę jak masz fakturę to masz dowód wykonania zlecenia i gdyby coś nie działało to bedziesz reklamować. Nie wiadomo czy dostrzeżesz jeśli coś będzie zainstalowane nieprawidłowo, a potem może to być używane przeciwko Tobie, bo przecież odebrałaś wykonanie pracy. Ja mam na dachu (raczej nachylonym mocniej) router, w którym muszę wymieć kartę SIM i nie bede wchodziła tylko zamówię z netii serwis.Bede musiała co prawda za to zapłacić, ale gdyby coś nie kontaktowało, to bedzie to ich wina, a nie moja.

    OdpowiedzUsuń