Podróż
Do Londynu polecieliśmy oczywiście liniami Ryanair i sama podróż wyszła dość niedrogo, bo trzy bilety tam i z powrotem plus jedna walizka 10 kg kosztowały razem około 750 zł. Okazało się w tzw. praniu, że walizka 10 kg nie ma żadnego sensu. Zapakowałam nas w twardą plastikową walizkę i tuż przed wyjściem z domu o poranku, po dołożeniu kosmetyczki, okazało się, że walizka jest za ciężka! Ważyła ponad 12 kg zamiast 10. Musiałam więc zmienić walizkę na miękką i lżejszą, pozbyć się kilku rzeczy, część przełożyć do plecaków i dopiero wtedy było dobrze. Lepiej więc chyba jadąc w trzy osoby wziąć jedną walizkę 20 kg.
Lecieliśmy na lotnisko Stansted, które jak wiele lotnisk ostatnio ma kłopoty logistyczne i są na nim ogromne kolejki. Sam przyjazd był bezproblemowy, ale przewidywaliśmy większe kłopoty przy wylocie. Lot mieliśmy o 8, a zalecono nam być na lotnisku już o 4.30, dlatego w ostatniej chwili zmieniliśmy rezerwację hotelową i ostatnią noc spaliśmy w hotelu Hilton tuż przy lotnisku. Był to bardzo dobry pomysł, bo nie musieliśmy zarywać całej nocy, a w tym hotelu od 4 rano było śniadanie i można było napić się chociaż herbaty. Okazało się to naprawdę zbawienne, bo chociaż nadanie walizki i security poszło dość sprawnie i szybko, to liczba ludzi na lotnisku była tak ogromna, że do każdej kawiarni stały potężne kolejki.
Następny problem pojawił się po wylądowaniu w Poznaniu, bo tu akurat szwankuje wydawanie bagaży z samolotów. Akurat mniej więcej w tym samym czasie wylądowały 3 czy 4 samoloty i w rezultacie na walizkę czekaliśmy prawie 1,5 godziny! Podsumowując, sam lot powrotny trwał niecałe dwie godziny, ale na lotniskach łącznie spędziliśmy prawie 7 godzin... Leciałam pierwszy raz od 2019 roku, ale chyba znowu odechciewa mi się podróżowania samolotami...
Transport
Z lotniska Stansted do Londynu jedzie się około godzinę - my wybraliśmy pociąg Stansted Express do stacji Liverpool Street, gdzie przesiedliśmy się na czerwoną linię Central prosto do hotelu. Po samym Londynie można podróżować płacąc za każdy przejazd kartą, np. Revolutem, ale my wybraliśmy miejskie karty Oyster. Podróżując w 1 i 2 strefie, można jeździć ile się chce na maksymalną kwotę 7,7 funtów (jednorazowy przejazd aktualnie to kwota około 2-3 funtów). Przy okazji, od razu po przyjeździe spotkaliśmy się z uprzejmością miejscowych, bo przy automatach do zakupu biletów stał pan, który udzielał wszystkim informacji, co najlepiej wybrać i która opcja jest najkorzystniejsza. Potem jeszcze kilka razy pytali nas ludzie w metrze, czy można nam jakoś pomóc w znalezieniu drogi, to było bardzo sympatyczne :) Karta Oyster obejmuje metro, autobusy oraz kolejkę DLR.
Ostatnio z okazji platynowego jubileuszu Królowej otwarto w Londynie nową linię metra o nazwie Elizabeth. Łączy ona wschód z zachodem, a także jest połączeniem metra z pociągiem. Oczywiście trzeba było koniecznie się tą linią przejechać, no i cóż można powiedzieć - komfort podróży jest znacznie wyższy niż np. w najstarszej linii londyńskiej, czyli Bakerloo.
Zakwaterowanie
Początkowo mieliśmy zarezerwowane miejsce w Greenwich w hotelu apartamentowym, w pokoju z aneksem kuchennym. Trochę martwił nas brak śniadań, bo oznaczało to konieczność robienia zakupów, na co akurat nie mieliśmy ochoty, a poza tym Greenwich leży jednak dość daleko od centrum. Kiedy więc wpadliśmy na pomysł rezerwacji ostatniego noclegu przy lotnisku, chciałam skrócić pobyt o jedną noc i wtedy Booking policzył mi nową cenę, która za 3 noclegi była wyższa od pierwotnie proponowanej za 4 noclegi o 200 zł! Już nie pierwszy raz spotykamy się z taką praktyką! Pół biedy, kiedy płaci się w obiekcie i można wtedy bezpośrednio dogadać się z właścicielem lub recepcją, ale tu akurat cała kwota byłaby ściągnięta z karty i już nie do odzyskania. Postanowiliśmy więc całkowicie zrezygnować z Greenwich i znaleźć coś innego.
Nowy hotel nazywał się Balmoral House Hotel i znajdował się na ulicy Sussex Gardens w dzielnicy Kensington, tuż przy dworcu Paddington. Dobra lokalizacja to właściwie wszystko, co można o nim powiedzieć, no jeszcze może obsługa była sympatyczna, ale niestety cała reszta była dość trudna do wytrzymania. Pokój był mały, ale łazienka pobiła wszelkie rekordy: po otwarciu drzwi, wchodziło się bezpośrednio do toalety, tak że siedząc na toalecie, wyższe osoby dotykają kolanami drzwi. Tuż obok toalety znajdował się prysznic, więc wychodząc z prysznica, praktycznie nie było miejsca na nogi i wycierać trzeba było się w kabinie prysznicowej. Umywalka znajdowała się wewnątrz pokoju i po jednym umyciu zębów woda spływała z niej przez kilka minut. Musieliśmy umawiać się na tzw. dyżury toaletowe, bo tak, aby jedna osoba mogła swobodnie skorzystać z łazienki, pozostałe musiały wyjść z pokoju. Na szczęście przyjechaliśmy tam tylko spać, i to tylko na 3 noce, więc jakoś dało się wytrzymać.
![]() |
Nasz hotel |
![]() |
Te drzwi zapraszają! |
![]() |
Ulica Sussex Gardens - uwielbiam te kolumienki! |
Śniadanie serwowano typowo angielskie, czyli jajka na bekonie z tostem plus fasolka. Jeśli ktoś nie chciał jajek, mógł zjeść płatki z mlekiem albo tost z dżemem z pudełeczka, inne produkty praktycznie nie istniały. Jak dla mnie, angielskie śniadanie jest do przyjęcia, ale faktycznie nie dłużej niż 3 dni. W dodatku do sali śniadaniowej trzeba było czekać w kolejce, bo gości było sporo, a stolików niewiele.
Na szczęście położenie hotelu rekompensowało powyższe braki. Niedaleko mieliśmy stację metra linii Central - Lancaster Gate, tuż obok Kensington Gardens, a w drugą stronę stację Paddington, skąd linii metra odchodzi kilka, najczęściej używaliśmy żółtej linii Circle. Z ulicy Praed Street jeżdżą liczne autobusy, a tuż obok na London Street znajduje się wiele restauracji i pubów.
![]() |
Paddington |
![]() |
Uwielbiam też jeździć double-deckerem! Oczywiście u góry! |
Dzień 1
Kiedy przyjechaliśmy do hotelu, nasz pokój nie był jeszcze gotowy, więc zostawiliśmy bagaże w recepcji i ruszyliśmy w miasto. Miałam bardzo dokładnie rozpisany plan wycieczek, który musiałam zmienić po rezygnacji z hotelu w Greenwich, i pierwszy plan programu wskoczył na listę zupełnie nieprzewidzianie:
Brompton Cemetery, Chelsea
Cmentarz został założony w 1840 roku i miał bardzo ambitne założenia architektoniczne, więcej na ten temat można przeczytać tutaj. Na pewno jest to bardzo malownicze miejsce i na moją listę rzeczy, które zrobiłam pierwszy raz w życiu, dopisuję picie kawy w kawiarni na cmentarzu :) Bardzo interesująca jest też lektura inskrypcji na nagrobkach i żałuję, że miałam tak mało czasu na ich poczytanie. Ze znanych osób, pochowana jest tam pierwsza sufrażystka Emmeline Pankhurst, a także kilka innych mniej znanych w Polsce figur. Są też nagrobki polskich polityków rządu na uchodźtwie. Po cmentarzu uwijają się szare angielskie wiewiórki, a ludzie traktują go bardziej jak park niż jak cmentarz. Można tam spacerować z psami (co prawda psy muszą być na smyczy), jeździć na rowerze albo opalać się (myślę, że w Polsce osoba opalająca się w kąpielówkach na cmentarzu zostałaby chyba ukamienowana...).
Stamford Bridge, Chelsea
Żeby zrobić Mikołajowi przyjemność, zaplanowałam wycieczkę na stadion Chelsea. Mikołaj nie jest akurat specjalnym fanem Chelsea, ale ten stadion leży najbliżej centrum, a poza tym z cmentarza Brompton jest do niego bardzo blisko. Nie zdecydowaliśmy się na zwiedzanie stadionu, bo akurat trwała wymiana murawy, ale obejrzeliśmy go naokoło i Mikołaj kupił sobie jakieś gadżety w firmowym sklepie.
Z Chelsea pojechaliśmy double-deckerem z powrotem do hotelu, i po posiłku w pobliskiej restauracji, pojechaliśmy metrem do Westminster.
Westminster, London Eye, Trafalgar Square, Piccadilly Circus
Tu już nic nie trzeba opisywać, wystarczy patrzeć! W poprzedni weekend odbywały się w Londynie uroczystości związane z jubileuszem Królowej i miasto wciąż było udekorowane flagami.
![]() |
Na ten widok doznaję autentycznego wzruszenia i naprawdę musiałam chyba w innym życiu mieszkać w tym mieście. |
![]() |
Trafalgar Square - budynek w głębi to the National Gallery. |
![]() |
Na kolumnie oczywiście admirał Nelson. |
![]() |
Piccadilly Circus |
![]() |
Dekoracje z okazji jubileuszu są w całym mieście |
![]() |
Po spacerze - relaksik z zimnym cydrem. Tyle cydru co w te 4 dni, nie wypijam w rok :) - ale ten angielski jest jakoś lepszy |
![]() |
Do Dickensa przyznaje się wiele pubów w Londynie, tu akurat St James Tavern. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz