poniedziałek, 6 czerwca 2022

Pec pod Śnieżką

Nadrabiamy z wyprzedzeniem wycieczki wakacyjne, bo Pan Mąż za jakieś dwa tygodnie wsiada na statek i będzie z powrotem w domu dopiero w drugiej połowie sierpnia. Tak więc w tym roku czekają mnie ekonomiczne wakacje nad Bałtykiem ;) - ale zanim ten Bałtyk, to wybraliśmy się w Karkonosze, tym razem na czeską stronę. Wyjazd był zaplanowany na piątek po południu, bo ja niestety jeszcze ciągnę piątkowe zajęcia. W czwartek czułam się trochę niewyraźnie, w piątek wstałam i z rozpędu poszłam do pracy, po czym w trakcie zaczęłam czuć się coraz gorzej i gorzej, i kiedy panowie przyjechali po mnie, to już zupełnie nie byłam pewna, czy mam jechać w te góry, czy raczej wracać do domu. Oczywiście nie było to nic bardzo poważnego, ot zwykły katar, rozbicie i poczucie, że ma się "lekką głowę". Dojechawszy do Pecu, zaopatrzyliśmy się w różne napoje lecznicze i jakoś przetrwałam, najgorsza była sobota, ale nawet dałam radę wspiąć się na niedużą górkę, więc chyba nie było ze mną aż tak źle.

Przypadkowo wybraliśmy bardzo dobry hotel - Hvezda, w samym środku miejscowości, nad potokiem. Dawno nie byłam w miejscu, gdzie aż tak by się nami zajęto. Zostaliśmy powitani od razu na wjeździe, pan właściciel postawił nam auto w miejscu prawie niemożliwym do zaparkowania (nawet Pan Mąż się poddał, a pan zaparkował), i ciągle nas pytali, czy wszystko jest w porządku i czy coś nam jeszcze podać. W hotelu na dole znajduje się gospoda z czeskim jedzeniem, jest piwo, morawskie wino, śliwowica, palaczinki, hranolki, utopence i inne specjały. Bardzo polecam hotel Hvezda, zwłaszcza, że cenę miał bardzo przyjazną, a pokój okazał się wygodny i spałam świetnie, co nie zawsze mi się w hotelach udaje.


Sam Pec też nam się bardzo spodobał. Ja już tam kiedyś byłam - jakieś 20 lat temu, na studenckim wyjeździe, i pamiętam, że nauczyłam się wtedy dwóch zwrotów: "mechlane vejce" (czyli jajecznica) oraz "przi odchodu zgasnij" (ten napis umieszczony był w łazience i jak sądzę, przypominał o zgaszeniu światła przy wyjściu, ale był wtedy dla mnie źródłem uciechy - zresztą, jak cały język czeski). Od mojego pobytu dużo się jednak w Pecu zmieniło, hoteli przybyło, ale miło jest patrzeć na miejscowość, w której panuje taki ład architektoniczny - zupełnie inaczej niż w leżącym po drugiej stronie Śnieżki Karpaczu. Szlaków do chodzenia jest mnóstwo, a te ceny!!! - benzyna co prawda nieco droższa niż w Polsce, ale kiedy ostatnio jedliśmy obiad w restauracji, za który za 3 osoby łącznie z napojami zapłaciliśmy 150 zł? - nie pamiętam!



Na sobotę zapowiedziany był deszcz, który ostatecznie padał tylko przez chwilę, więc zwiedziliśmy sobie Jaskinie Bozkowskie i po obiedzie dałam się namówić na wspięcie na tę niewielką górkę zielonym szlakiem.






W niedzielę natomiast była pogoda jak dzwon, więc zaplanowaliśmy wycieczkę na Śnieżkę. Na szczyt wjechaliśmy kolejką gondolową (przy okazji warto wiedzieć, że mieszkając w hotelu w Pecu, można dostać 30% zniżki na bilety), a potem zeszliśmy żółtym szlakiem do Pecu. Myślę, że gdyby nie moje dolegliwości, panowie chcieliby na tę Śnieżkę wejść. Podejście jest dość łatwe, pod koniec jest trochę stromo, ale myślę, że raczej nie nastręczałoby problemów. Schodzenie też wydawało nam się proste, ale jednak trochę dało się nam we znaki, bo szlak ułożony jest z kamieni i te nierówności były dosyć trudne do stąpania. Dzisiaj mamy z Panem Mężem zakwasy, chociaż cała trasa wyniosła zaledwie 6 km i to dłuższą drogą, krótszą wyszłoby około 4 km. Mikołaj oczywiście pomykał jak młoda kozica i żadnych zakwasów nie ma. Ale to wszystko warte dla tych widoków i herbatki z widokiem na hale!!!








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz