niedziela, 31 lipca 2022

Nad Bałtykiem

Nie mogę powiedzieć, żebym była fanką wakacji nad Bałtykiem w pełni sezonu. Przeszkadza mi wszechobecny hałas, tandeta wylewająca się ze straganów, dzikie tłumy ludzi, wesołe miasteczka i cymbergaje. Gdybym miała płacić grubą kasę za pobyt latem, zdecydowanie wybrałabym góry albo jeziora. Skoro jednak mam możliwość raz na kilka lat skorzystać z uniwersyteckiego ośrodka, którego koszt pokrywa dział socjalny w ramach wczasów pod gruszą, to czemu nie? Sama miejscówka też nie jest zła - Łazy, wioska położona między jeziorami Jamno i Bukowo, więc siłą rzeczy wiele się tam nie zmieści. Są tam dwie ulice na krzyż, a kiedy odejdzie się kawałek dalej od głównej plaży, robi się pustawo i można spokojnie wypoczywać bez narażania się na nadmierną obecność innych plażowiczów. W tym układzie położone 11 km na zachód Mielno wydaje się być piekłem i nie pojechałabym tam na wakacje nawet za dopłatą.


To był nasz domek, w środku salon z aneksem, dwa pokoje, łazienka i antresola na poddaszu z miejscem do spania.





Nie bez znaczenia była też pogoda. Jak to nad Bałtykiem, w ciągu 10 dni zaliczyliśmy dzikie upały podchodzące pod 40 stopni, jak i 12 stopni, deszcz i zimny wicher. Ale na ogół pogoda była dobra, można było zarówno siedzieć na plaży, jak i spacerować brzegiem morza, a w najzimniejszy dzień wybraliśmy się z Mikołajem i Sister na pieszą wycieczkę do Unieścia (9 km), gdzie jest przystań rybacka i można zjeść świeżą rybę (przynajmniej tak utrzymywano, że była świeża). Były spektakularne zachody słońca, były słoneczne lecz chłodne dni, mnóstwo czasu na lekturę i nie robienie właściwie niczego. To było mi bardzo potrzebne.





Skład wczasowiczów zmieniał nam się co kilka dni. Całe 10 dni była w Łazach Babcia Dana, na początku byłam też oczywiście ja, a także Madzia ze swoją najlepszą przyjaciółką. Dziewczyny zostały przez tydzień, ale po kilku dniach zachłyśnięcia się morzem, zachodami słońca i goframi, trochę im się nudziło, toteż pojechały sobie jednego dnia na wycieczkę do Słupska, gdzie jest całkiem spora stała wystawa obrazów Witkacego. W międzyczasie dojechał pociągiem Mikołaj, a ja wróciłam na weekend do domu, bo nie mieliśmy nikogo dochodzącego do kotów. Później ja przyjechałam znowu, a dziewczyny wróciły do Poznania, i jednocześnie dojechała Sister, tak więc ciągle coś się działo. Mikołaj ma zdecydowanie najwięcej cierpliwości dla Babci z nas wszystkich, więc dobrze, że udało mu się być aż tydzień i trochę się Babcią zająć (najchętniej wspólnie rozwiązują krzyżówki).






Od piątkowego wieczora jesteśmy już w domu i teraz staram się ogarniać wszechobecny chaos. Leci już któreś z kolei pranie i to jeszcze nie koniec, mam do przerobienia jakieś 10 kg jabłek (dużo było spadów w tym roku ze względu na suszę, ale coś tam da się z nich uzyskać), zaczynają się też jeżyny, a w sklepach nie ma cukru!!! Będę chyba musiała je zamrażać i robić dżem, jak tylko cukier się znowu pojawi. Poza tym zbliżają się urodziny Mikołaja i muszę zorganizować jakiś prezent (myślałam o nowej rakiecie tenisowej), mam też wciąż na głowie fotowoltaikę (ciągle nie podłączoną) i jakieś inne drobne sprawy. W perspektywie jest jednak cały wolny miesiąc, który ma aż 31 dni! - mnóstwo czasu na wszystko!

5 komentarzy:

  1. to nasze morze z tymi chmurami jest bardzo malownicze :) a z owocami mam to samo: górę jabłek, które zaczęły mi już gnić i zastój przetwórczy. Dziś właśnie to robię, ale cukru BRAK. Co ciekawe cukier puder JEST w sklepach, ale do przetworów to chciałam zwykły. Też chyba zrobię tak pulpę i zamrożę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kupilam cukier żelujący, tego jest na szczęście pod dostatkiem. Na jakiś czas wystarczy :) my poza tym mało słodzimy, więc gdyby nie przetwory, to nie odczułabym tego tak bardzo

      Usuń
  2. U nas cukier jest, tylko ceny mocno odjechane!

    OdpowiedzUsuń
  3. A z jabłek wychodzą świetne musy bez cukru. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z jabłek tak, ale jeżyny robią się problematyczne

      Usuń