niedziela, 24 maja 2020

75

Weekend mamy chłodny i deszczowy. Wczoraj kapało prawie cały dzień, dzisiaj jak na razie przeszła porządna burza i nawet sypnęło gradem, potem wyszło słońce, ale na dworze jest tylko 14 stopni. W ogóle wyjątkowo zimny jest ten maj, w nocy czasem spada nawet do 5 stopni, a raz nawet mieliśmy tylko 2.
W tym tygodniu wysadziłam wreszcie kwiaty do doniczek na tarasie i mam nadzieję, że nie za szybko. Pożytki z posiadania prawie dorosłego syna są takie, że dysponowałam siłą fizyczną, ja wybierałam i płaciłam, on ładował. Za parę lat jeszcze do tego mnie zawiezie do tego sklepu ;) Żarty żartami, ale ja bym kupowała po jednym worku ziemi kilka razy, a tak od razu przywieźliśmy 200 litrów ziemi, wielki wór kory i roślinki do tego.
Stwierdziłam, że jak już mamy mieć w tym roku staycation, to przynajmniej niech będzie nam miło siedzieć na tym tarasie!
Pelargonie więc udało mi się zdobyć w absolutnie przepięknym kolorze.


Poza tym mam clematis, bugenwilię, sundevilię, oczywiście hortensje, dla urozmaicenia ciekawe trawy, i inne pelargonie w kilku odmianach i kolorach. Stwierdziłam też, że skoro mam już figę, to może i oliwki uda mi się wyhodować :) - a w Leroy akurat mieli prześliczne mini drzewka oliwne. Ciekawe, jak będzie to rosło.





Filipowi spodobała się ta aranżacja i natychmiast znalazł sobie miejsce z widokiem.


Żeby jeszcze tylko pogoda była taka, żeby dało się dłużej niż pół godziny wysiedzieć, to będzie dobrze. Założę się, że pewnie za około miesiąc będę narzekać, że za gorąco i nie da się wytrzymać... Zapobiegawczo już jakiś czas temu kupiliśmy duży, stojący wentylator ;)
Mikołaj zapisał się w tym tygodniu do fryzjera, ja już dłużej jego włosom nie dam rady!
Jeśli chodzi o sprawy szkolne, to czuję się dość rozczarowana Mikołaja szkołą. Liceum najlepsze w regionie, ale najwyraźniej to nie sztuka robić dobrą szkołę, skoro łowi się najlepszych uczniów. Trzeba byłoby się postarać, żeby tą zdolną, ambitną młodzież zmarnować, bo sami z siebie mają chęć nauki i zdobywania osiągnięć. Nauczyciele robią tylko tyle, żeby im w tym nie przeszkadzać, bo nie pomagają nic albo tyle co nic. Owszem, zadania są przesyłane, ale kontaktu online z nauczycielem jest bardzo mało i to tylko w wersji głosowej, bez kamerek. Odbywają się raz po raz języki, matematyka, geografia, i... lekcja wychowawcza, a z pozostałych przedmiotów nauka samodzielna.
Fakt, że oceny Mikołaj ma dobre, a nawet lepsze niż w szkole, i nie wiem, na ile to nauczyciele są wyrozumiali, a na ile on ma po prostu lepsze "osiągi" jak jest w domu, wyspany i zrelaksowany.
Mam nadzieję, że od września wszystko wróci do normy, bo zakładając, że liceum trwa na dobrą sprawę 2,5 roku, to już kawał tego czasu minął i nie wróci.
Strasznie szkoda mi tych odizolowanych młodych ludzi, 17 lat ma się tylko raz i to powinien być czas na spotkania, pierwsze miłości, wyjazdy, a nie na siedzenie przed komputerem lub na telefonie, a do tego sprowadzają się spotkania towarzyskie.
U Madzi w szkole jest zupełnie inaczej, ale to chyba dlatego, że to szkoła społeczna, więc gdyby nie przedstawili sensownej oferty, to chyba część rodziców po prostu przestałaby płacić czesne.
Tak więc Madzia ma codziennie 3 lub 4 lekcje online, w tym także w-f. Oprócz tego, ma też materiały do nauki własnej, co też jest problematyczne, bo często są to materiały bardzo (zbyt?) ambitne. Dziś właśnie Madzia siedzi i płacze, bo miała obejrzeć na niemiecki kilka filmików o niemieckich twórcach (Mozart, Goethe, Beethoven) i po obejrzeniu napisać krótką wypowiedź na ten temat, czego - jak twierdzi - nie umie zrobić. Musiałabym bardzo mocno odkurzyć mój niemiecki, żeby jej w tym pomóc, ale problem chyba bardziej tkwi w tym, że ona właściwie nie wie, CO ma napisać...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz