niedziela, 19 lipca 2020

Mikrowakacje cz.1

Za nami pierwsza część mikrowakacji. Na dłuższy wyjazd niż 3 dni nie ma szans w tym roku niestety, ale dobre i to! Na tę wycieczkę zabrałam Mikołaja, a Madzia została w domu z kotami. Miałam trochę obawy, czy mogę ją samą zostawić, ale ona jest bardzo odważna i ogarnięta jak na swój wiek. Na szczęście nie nastąpiła żadna katastrofa i Madzia dała sobie świetnie radę, a my mieliśmy bardzo miły - aczkolwiek intensywny - wyjazd. Kierunek - Warmia.
Dzień 1 - Olsztyn
Ten kierunek wybrałam z rozmysłem, bo zależało mi na odwiedzeniu grobu Dziadków, który znajduje się pod Olsztynem. Jako dziecko, spędzałam u Babci każde wakacje. Kiedy byłam w wieku licealnym i byłam u Babci, wsiadałam w autobus podmiejski i jechałam na wycieczkę do Olsztyna, który bardzo lubię. Miło mi było zobaczyć, że miasto bardzo się zmieniło na lepsze. Zdecydowanie poszli w rekreację i rozwój terenów zielonych. Jeśli chodzi o zwiedzanie, jeden dzień starczy, bo nie ma tego aż tak dużo - Zamek Kapituły Warmińskiej z muzeum Mikołaja Kopernika, Wysoka Brama, katedra św. Jakuba i kieszonkowe Stare Miasto. Jest jednak mnóstwo terenów zielonych, ścieżek rowerowych i traktów pieszych. 
Mieszkaliśmy tuż przy parku otaczającym Stare Miasto, skąd mieliśmy 3 kroki do zamku, i niewiele więcej nad dwa pobliskie jeziora - Długie i Ukiel (Krzywe). Warto wiedzieć, że w granicach Olsztyna leży aż 16 jezior :)
Pierwsze spojrzenie na zamek:


Poniżej Wysoka Brama. Budynek pochodzi z XIV wieku. Za "moich" czasów, nie było tych kamieniczek po obu stronach, dobudowano je później w ramach rewitalizacji Starego Miasta.


Ratusz wygląda tak:

Stare Miasto, tak jak wspomniałam, jest kieszonkowe i składa się z kilku uliczek oraz placyku. Bardzo ładne są za to otaczające je tereny zielone, które pamiętam jako zaniedbane chaszcze nie zachęcające do przechadzek. Teraz można zrobić sobie bardzo miły spacer wzdłuż rzeki Łyny, korzystając z nowego bulwaru. Nasze mieszkanie znajdowało się na spokojnej uliczce tuż przy parku i zaraz po wyjściu na pierwszy spacer, oczom naszym ukazał się taki widok:


Dziki w najlepsze spacerowały sobie po parku i wyglądały na zadowolone z życia. Następnego dnia spotkaliśmy je ponownie na jakimś skwerku przy jednej z głównych ulic. Mnie się taka koegzystencja bardzo podoba :)
Po południu pierwszego dnia wybraliśmy się nad jezioro, ale z kąpieli nic nie wyszło, bo Mikołaj zapomniał kąpielówek, a poza tym zaczęło padać. Nawiasem mówiąc, żadna z prognoz pogody nie sprawdziła się. Jak miało padać, to świeciło słońce i na odwrót, pomieszanie z poplątaniem.
Nad Jeziorem Ukiel (Krzywym) znajduje się plaża miejska i ośrodek sportów wodnych. Ludzi tam było pełno, często bez żadnego dystansu społecznego, więc trochę nas to spłoszyło, zatrzymaliśmy się tylko na chwilę w barze i poszliśmy na spacer naokoło Jeziora Długiego, które jest tuż obok. Wiedzie wokół niego bardzo przyjemna ścieżka, a przez wąski środek jeziora jest przerzucona kładka. Gdybyśmy dłużej byli w Olsztynie, to zdecydowanie warto wypożyczyć rower i pojeździć po mieście. U nas w Poznaniu mogliby się uczyć od Olsztynian, jak budować atrakcyjne drogi rowerowe.







Wieczorem wyciągnęłam jeszcze Mikołaja na spacer w okolice Planetarium, ale okazało się, że tuż przed Planetarium budowany jest jakiś olbrzymi apartamentowiec, przez co okolica jest rozkopana i niezbyt przyjemna do spacerów.

Dzień 2 - objazd po Warmii
Barczewo

Dzień drugi zaczęliśmy od Barczewa, to jest właśnie to miasteczko, gdzie jeździłam do Dziadków. Mam z tych pobytów absolutnie cudowne wspomnienia, zwłaszcza z najwcześniejszych lat, kiedy jeszcze żył Dziadek (zmarł, kiedy miałam niecałe 10 lat). Dziadek pracował w tamtejszym więzieniu i cała rodzina mieszkała tuż obok. Na podwórku było mnóstwo dzieciaków, więc było wesoło. Dziadek miał kajak, który trzymał na przystani na stawie; miał też motor, pole i ogródek z królikami. Babcia, jak to babcia, była najlepsza na świecie.
W tej kamienicy mieszkali moi Dziadkowie do 1985 roku, w tych trzech oknach na parterze. Najbardziej z prawej była kuchnia, a potem dwa pokoje. Dom się bardzo zmienił, ma nową elewację i domofon, ale jak zajrzałam przez szybkę do środka, klatka schodowa wygląda identycznie i nawet nie została nigdy odmalowana przez te 35 lat... Kiedyś nie było oczywiście tego eleganckiego chodniczka, a przed domem rosło olbrzymie drzewo, chyba klon, bo pamiętam, że robiliśmy "noski". Po drugiej stronie ulicy znajduje się górka i XIV-wieczny klasztor, wtedy dość zrujnowany, ale w tych ruinach można było świetnie się bawić (teraz nie do pomyślenia).


Widok na drugą stronę kamienicy - i widać, że dom znajduje się tuż nad stawem. Wtedy oczywiście nie było tu tak pięknie, staw był obrośnięty łopianem i trzcinami, stały też zagrody dla kaczek, a droga była piaszczysta, nieutwardzona.


Kościół Św. Anny też pochodzi z XIV wieku, z przebudową w wieku XVII. To była parafia mojej mamy i tam moi rodzice brali ślub (poznali się na wczasach, i później mieszkali w okolicy, z której pochodził mój tata, czyli w Świętokrzyskiem - tam i ja się urodziłam). Nie dam głowy, czy nie byłam też w tym kościele ochrzczona, musiałabym zapytać moją mamę.


Tu po prawej widać mur więzienia, a na wprost wypływa rzeka Pisa, którą często pływaliśmy z Dziadkiem kajakiem - oczywiście na ryby. Wspomnienia można by ciągnąć jeszcze długo...

Wilczy Szaniec

Następny przystanek na trasie wypadał dość daleko, bo w Wilczym Szańcu w Gierłoży koło Kętrzyna. Można zwiedzić tam ruiny kwatery głównej Hitlera. Po obejrzeniu całego kompleksu, miałam jedną refleksję - władza, która boi się ludzi, długo nie pociągnie... a widać, że Hitler bał się bardzo. Mury żelbetowe o grubości 4 metrów, nad nimi rozpięta siatka maskująca, cały system odprowadzania wody, wentylacja, łączność... Niemniej jednak, bunkry, w których byliśmy w ubiegłym roku koło Międzyrzecza, były bardziej interesujące. Tutaj ogląda się to wszystko z zewnątrz. Warto jest iść w grupie z przewodnikiem, który opowiada różne ciekawostki, ale wszystko można też przeczytać na tablicach informacyjnych. Dużo opowiadają o nieudanym zamachu na Hitlera w lipcu 1944 roku (można obejrzeć film "Operacja Walkiria" z Tomem Cruisem, mamy to w planie).





 
Święta Lipka

Tuż obok Kętrzyna leży miejscowość Święta Lipka z pięknym kościołem barokowym i zabytkowymi organami. Zatrzymaliśmy się tu na obiad, ale niestety spóźniliśmy się na prezentację organów (w dni powszednie odbywa się dwa razy dziennie, w niedziele częściej). 





Reszel

W Reszlu byłam pierwszy raz. Jest to malutkie, ale urocze miasteczko. Można obejrzeć kościół - podobny do wielu innych na Warmii, jest też zabytkowy zamek, który można zwiedzać. Jest w nim też część hotelowa. Z ciekawostek, mają tam ogromną kolekcję narzędzi tortur, chyba najbogatszą, jaką widziałam do tej pory. Na basztę można oczywiście wejść, widoki są przepiękne.





Lidzbark Warmiński

Objazd Warmii zakończyliśmy w Lidzbarku, w którym też znajduje się spektakularny zamek. Niestety był to czwartek i muzeum w zamku było nieczynne, a szkoda, bo są tam bardzo ciekawe wnętrza. Sama miejscowość, szczycąca się nazwą "pierwszej stolicy Warmii", jest jednak niezbyt zachęcająca. Szukaliśmy miejsca, żeby usiąść i wypić kawę, i nie znaleźliśmy nic godnego uwagi (poza kawiarnią przy zamku, która robiła dość smętne wrażenie).


Dzień 3 - Malbork

Trzeciego dnia trzeba było już wracać, ale po drodze postanowiliśmy zwiedzić Malbork, w którym nigdy nie byliśmy. Malborka nie trzeba specjalnie reklamować - wiadomo, że to największy ceglany zamek w Europie, siedziba Krzyżaków, i tak dalej. Aktualnie, w czasie pandemii, zwiedza się zamek z audioprzewodnikiem, na twarzy trzeba mieć oczywiście maseczkę. Całe zwiedzanie zajęło nam 3 godziny, plus godzina na obejście zamku dookoła, i jest to wszystko bardzo męczące, ale zdecydowanie warto. Polecam wcześniejszy zakup biletów w internecie, oszczędza to stania w kilometrowej kolejce na słońcu.





Podobało mi się, że w audioprzewodniku zawarto dużo ciekawostek na temat codziennego życia na zamku, a także o różnych innowacjach technicznych, jak na przykład ogrzewanie - te otwory w podłodze na zdjęciu poniżej służyły właśnie do ogrzewania wielkiej sali (pod spodem były umieszczone piece). Że nie wspomnę oczywiście o średniowiecznych wychodkach... Niemniej jednak, kiedy wczytać się w historię renowacji zamku, między wierszami można wyczytać, że dużo informacji tak naprawdę pochodzi z XIX wieku, kiedy to badacze wymyślali sobie różne teorie i fakty dopasowywali do nich, a nie odwrotnie. Albo na przykład zmieniali tradycyjne posadzki, żeby wyznaczyć trasę zwiedzania, albo malowali freski, bo wydawało im się, że powinny być kolorowe. 










2 komentarze:

  1. Jak na trzy dni, to intensywny ten wyjazd był, jestem pod wrażeniem! Okolice piękne, Polska jest pełna takich perełek do zwiedzania.
    A z Madzią też będzie taka mikrowycieczka? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, z Madzią też się wybieramy za jakiś czas, ale to będzie wyjazd o bardziej wypoczynkowym charakterze, o ile da się wypocząć przez 3 dni...

      Usuń