Jak zwykle ostatnio zaczynam od komunikatu pogodowego. Mikołaj wyczytał gdzieś, że ten kwiecień jest najzimniejszym kwietniem od 1997 roku, i to jest bardzo możliwe, bo faktycznie od lat nie było już takiej pogody. U mnie właśnie spadł śnieg! 26 kwietnia! Oczywiście nie pokrył ziemi, bo temperatura jest jednak dodatnia, ale przez dobre 10 minut padał regularny śnieg! To jest jakieś szaleństwo!
Udało nam się na weekend wyskoczyć do Warszawy do Sister, deszczu i śniegu udało nam się na szczęście uniknąć, było zimno, ale słonecznie. Sister przeprowadziła się ostatnio z Muranowa na Bielany, więc była to w pewnym sensie wizyta "parapetówkowa", a także zapoznanie z nowym rejonem, który nie jest może tak atrakcyjny w kontekście odległości od centrum, ale miejsce jest dość zaciszne, a jednocześnie dobrze skomunikowane.
Po przyjeździe w sobotę wybraliśmy się do ogrodu botanicznego w Powsinie. Wegetacja w tym roku jest bardzo opóźniona, normalnie byłyby już tulipany, bzy na granicy kwitnięcia; teraz wszystko jest opóźnione, ale znalazło się parę uroczych zakątków.
Wieczorem poszliśmy na spacer po Starych Bielanach i trafiliśmy na dom, w którym mieszkała Kora, na ulicy Płatniczej. Neon mówi, że "Miłość to wieczna tęsknota".
W niedzielę czasu starczyło tylko na spacer po Starym Mieście i nad Wisłą, po wczesnym obiedzie wróciliśmy do domu. Mimo krótkości tego wyjazdu, cieszę się, że doszedł do skutku. Nie wyjeżdżałam z domu na dłużej od października! Smętnie jest w mieście bez otwartych kawiarni i restauracji; bez ogródków kawiarnianych na Starym Rynku; no ale miejmy nadzieję, że to wszystko zaraz wróci. Nie wpadłam niestety wcześniej na pomysł, żeby zapisać się do fryzjera, bo w Warszawie otwarte, a u nas nadal zamknięte, nie starczyło mi niestety refleksu, ale w sumie byliśmy tam tak krótko, że nie wiem, kiedy mogłabym tego fryzjera wcisnąć. Może otworzą się i u nas po weekendzie majowym...
Na deser zostawiam kota Sister. Nasze kotki, zostawione same na 36 godzin, były grzeczne i żadnych firanek już nie oberwały :)
Jedna z rzeczy, których najbardziej żałuję, to że do Powsina dotarłam dopiero tuż przed wyprowadzką do CH, czyli po sześciu latach mieszkania w stolicy. Na szczęście to był jakiś maj/czerwiec, kwitło wszystko, szalała orgia kolorów i zapachów.
OdpowiedzUsuńBTW u mnie +19, kwitną bzy, magnolie tuż po Wielkanocy zakwitły i czym prędzej przekwitły. Wczoraj grillowaliśmy na balkonie. Wsiadaj w samolot po słoneczko i wszystko otwarte :* (nie bij :))
Kochana! Choćby jutro! ;)
UsuńA kiedy ty Miśkowi zdjęcie zdążyłaś zrobić? :D
OdpowiedzUsuńUkradkiem :)
Usuń