niedziela, 10 lipca 2022

Kraków z Madzią

Zanim zacznę opisywać wycieczkę do Krakowa, najważniejsza informacja dzisiejszego dnia - pojawiły się wyniki rekrutacji na Politechnikę i oto Mikołaj został przyjęty na kierunek matematyka w technice (na innych uczelniach nazywa się to matematyka stosowana). Mam więc już w domu studenta! Teraz zostało mu tylko doniesienie dokumentów do dziekanatu i w październiku może zaczynać. W tej sytuacji Mikołaj stwierdził, że zrezygnuje chyba z rekrutacji na UAM, ponieważ: (1) też celowałby w matematykę, a Politechnika daje jednak więcej możliwości, (2) Wydział Matematyki mieści się na Morasku, czyli zupełnie po drugiej stronie Poznania niż my mieszkamy, a ponieważ w sierpniu zaczyna się remont Pestki (czyli szybkiego tramwaju), dojazd w tamte rejony byłby skomplikowany. Na stole zostaje jednak Uniwersytet Ekonomiczny i nad tym Mikołaj jeszcze się zastanawia, a rekrutacja jeszcze się nie zamknęła. UEP mieści się w centrum miasta, a Politechnika jest nad Wartą, na Piotrowie, czyli prawie w centrum - wszystko bardzo dogodnie dla dojazdu. Nawiasem mówiąc, uważam, że wyprowadzanie studentów z centrum miasta na jakieś peryferie to dziwny pomysł... Rozumiem oczywiście ideę kampusu, ale w tej chwili w centrum zostało zaledwie kilka wydziałów UAM, a większość znajduje się na Morasku. Jak już tam człowiek dojedzie, to podróżowanie w inne rejony miasta zupełnie mija się z celem i w ten sposób zupełnie nie wyobrażam sobie, jak wygląda obecnie tzw. życie studenckie...

A sam wyjazd do Krakowa był bardzo przyjemny, aczkolwiek musiałam trochę zrewidować plany, bo w dzień wyjazdu Madzia dostała okres, zgodnie z prawem Murphy'ego, jak zwykle w takich przypadkach o kilka dni za wcześnie. Ona z reguły przechodzi okres dość ciężko. Tym razem nie było tak najgorzej, ale i tak nie miała siły na długie spacery i musiałam uwzględnić czas na to, żeby po prostu odpoczęła w hotelu i poczekała, aż leki przeciwbólowe zaczęły działać. 

Sam hotel miałyśmy bardzo ładny i dobrze położony, przy ulicy Szerokiej, wszędzie blisko. Turystów w mieście jest faktycznie dużo mniej. Starczy powiedzieć, że na Kazimierzu w restauracjach zazwyczaj szpilki nie można wcisnąć, a teraz pusto i nawet przed niektórymi lokalami stoją naganiacze (co ciekawe, zaczepiali nas zwykle po angielsku).

Hotel Ester - polecam!

Zaczęłyśmy od wystawy w Centrum Manggha. Muszę przyznać, że te wystawy chyba wpiszę w nasz coroczny kalendarz, bo są fantastyczne - zarówno ubiegłoroczna wystawa botaniczna, jak i bieżąca wystawa o kotach to po prostu sztos. Zresztą wystarczy popatrzeć na kilka reprodukcji.






Ten wyjazd miał mieć charakter muzealny i taki właśnie miał. Kolejne odwiedzone miejsce to Rydlówka - przepiękny dworek wiejski w Bronowicach, dokąd można dojechać z centrum tramwajem. Bardzo mi się podobało w Bronowicach, pomimo urbanizacji mają nadal wiejski klimat i przymknąwszy oczy, można sobie wyobrazić piaszczystą drogę zamiast szosy, staw na miejscu obecnego placu zabaw, i łatwo przychodzi wyobrażenie sobie klimatu z "Wesela". Dobrym pomysłem jest umieszczenie informacji o starym układzie wsi i o budynkach, które kiedyś się tam znajdowały. W samej Rydlówce niewiele jest do podziwiania, ale po lekturze "Panien z Wesela" bardzo chciałam zobaczyć, jak to wszystko wyglądało (zaskoczyło mnie trochę to, że dom stoi na wzgórzu).




To jest portret Jadwigi Rydlowej - Panny Młodej z Wesela.

A ten strój damski należał właśnie do Jadwigi i ona chodziła w nim całe życie.



Kolejnym magicznym miejscem jest dom Józefa Mehoffera, i tu muszę przyznać ze wstydem, że nie wiedziałam wcześniej o tym muzeum i wizytę tu podpowiedziała mi koleżanka z pracy. Będę musiała jej podziękować, bo to miejsce niewiarygodne! Otóż jest to dom artysty z zachowanym wyposażeniem, umeblowany oryginalnie tak jak przed wojną. Do domu przylega piękny ogród, w którym mieści się przecudna kawiarnia, a wszystko stanowi niezwykłą oazę w środku miasta. Bardzo nam się tam podobało!




Koty to stały motyw wycieczki, jak widać ;)





Następne na liście było Muzeum Narodowe, które zwiedzałyśmy bardzo powoli, bo Madzia akurat opadła z sił, tak więc trwało to dosyć długo. Mnie tam akurat specjalnie nic nie urzekło, ale Madzia znalazła kilka obrazów, które jej się podobały - ich autorem był Jerzy Tchórzewski i okazało się, że jakiś obraz tego artysty znajduje się też w Poznaniu, i Madzia miała go w swoim katalogu. No i to jest właśnie rodzaj sztuki, który do niej przemawia (do mnie niekoniecznie - ja jestem team Wyspiański i team Witkacy).

To jeszcze nie koniec muzeów. Ostatniego dnia wybrałyśmy się do Katedry Wawelskiej, bo tam Madzia jeszcze nie była. Z zaskoczeniem przekonałam się, że nie można tam fotografować wnętrz... a w londyńskim Westminster, o którym jeszcze nie pisałam, można. Nie wiem, skąd ten zakaz? Madzia na historii dotarła dopiero do pierwszej połowy średniowiecza i zatrzymała się chyba na Łokietku, ale myślę, że przyda jej się ta wizyta w następnym roku szkolnym (jak widzę, na szkołę w kwestii wycieczek nie ma obecnie co liczyć).


Zrobiłam to zdjęcie i zostałam skarcona, że nie wolno.

Dzwon Zygmunta

Wnętrze kaplict Wazów. Zdjęcie zrobione ukradkiem.

Na koniec dotarłyśmy do nowo otwartego muzeum Wyspiańskiego. Jest niewielkie, ale prace artysty są w bardzo przemyślany sposób wyeksponowane, zarówno malarstwo, jak i projekty witraży, jest także kącik poświęcony dramatopisarstwu. Po tym muzeum nie sposób było nie wejść do kościoła Franciszkanów, żeby owe witraże obejrzeć na żywo. Widziałyśmy je już w ubiegłym roku, ale teraz patrzy się jakby nowymi oczami.






Madzia kupiła sobie specjalną książkę do rysowania z reprodukcjami i cytatami z Wyspiańskiego (przy okazji polecam cudowny sklep papierniczy na ulicy Krupniczej) i przez całą drogę do domu rysowała. Zaczęła od kotków, a potem popuściła wodze wyobraźni, rezultat poniżej. To znaczy, że wycieczka udała się i dostarczyła inspiracji :) - i o to chodziło! 






3 komentarze:

  1. Gratulacje dla świeżo upieczonego studenta! :-)
    Jeśli chodzi o zakaz fotografowania, to może on dotyczył tylko lampy błyskowej? Zazwyczaj bez lampy pozwalają, bo to nie ma wpływu na zabytki. Dziwne.
    Zdjęcia piękne, bije z nich, że wycieczka była udana :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że wycieczka udana, ale żałuję, że nie udało nam się spotkać. Gratulacje dla Mikołaja!

    OdpowiedzUsuń
  3. Moja córka obroniła w tym roku pracę inżynierską na matematyce stosowanej :)

    OdpowiedzUsuń