sobota, 17 września 2022

Powrót

Od środy jesteśmy w domu, po zawrotnym tygodniu we Włoszech. Przywieźliśmy ze sobą mnóstwo wrażeń i jakiegoś wirusa, z którym walczymy już kolejny dzień. Wczoraj było najgorzej, obydwoje cały dzień spędziliśmy leżąc na kanapie, walcząc z bólem żołądka i osłabieniem. Mikołaj kupił nam w aptece test na covid, ale wyszło negatywnie na szczęście, więc pewnie to jakiś inne świństwo, podłapane w podróży. Dziś jest już prawie normalnie, przynajmniej można zjeść zwykły posiłek i pokręcić się wokół spraw domowych, ale żadnych energiczniejszych czynności jeszcze bym się nie podjęła.

Widok z Sorrento na Wezuwiusz

Podsumowując wyjazd, było baaaardzo intensywnie! Codziennie robiliśmy sobie jakieś wycieczki, żeby obejrzeć jak najwięcej ciekawych miejsc. Podróż bez młodzieży ma ten plus, że nie trzeba się ograniczać tym, co lubią oni. Nie ma marudzenia, że nudno, że za gorąco, że znowu pijemy wino, itd. Myślę zresztą, że ten akurat rejon Włoch jest średnio ciekawy dla młodzieży, chyba że rzeczona młodzież jest bardzo rozrywkowa i lubi imprezy (nasza nie lubi). Zwiedzanie było dość męczące, głównie z powodu upału. Tam było codziennie 30 stopni, więc wracając do Polski, przeżyliśmy niejaki szok temperaturowy.

Capri

Myślę, że na początek wystarczy krótkie podsumowanie w punktach, bo wrażeń jest tyle, że starczy na co najmniej kilka wpisów:

1. Ludzi wszędzie tłumy nieprzebrane, to chyba przeszkadzało mi bardziej niż upał, bo ciężko się poruszać w takiej ciżbie. Chyba odreagowują pandemię... Najwięcej Amerykanów, Brytyjczyków (mialam wrażenie, że w dzień śmierci Królowej wszyscy upili się na smutno), byli też Francuzi i Niemcy.

Zachód słońca na Cap de Sorrento

2. Kąpielowo i plażowo, ten rejon jest słaby, bo plaże są skaliste lub kamieniste i bardzo niewielkie. W Sorrento są wybudowane takie jakby mola, na których stoją parasole i leżaki. Jest też kawałek plaży piaszczystej, może z 50 m długości, szerokości na dwa rzędy leżaków. Za dwa leżaki i parasol trzeba oczywiście zapłacić, niezależnie czy za pół dnia, czy za godzinę, jedyne 50 euro... Na Capri jeszcze lepiej, 80 euro za zestaw. Raz się szarpnęlismy, bo mieliśmy jeden dzień wypoczynkowy, a na Capri poszliśmy na tzw plażę dla ubogich (tzw, bo ubogich tam raczej nie ma), niewielki fragment kamienistej ziemi.

Tak wygląda plaża w Sorrento

Plaża "dla ubogich" na Capri

Ta sama plaża, widziana z boku... wygląda dużo lepiej. Woda naprawdę miała taki kolor, obłęd! 


3. Czas jest w Kampanii pojęciem bardzo płynnym. Pociągi nie odjeżdżają o wyznaczonej godzinie, tylko wtedy, kiedy im wygodnie. Nie zawsze jadą też stałą trasą, tylko czasami objazdem, i nigdy nie wiadomo, którędy pojadą. Autobus miejski w Sorrento jeździ bez rozkładu, trzeba stanąć na przystanku i czekać, kiedyś w końcu przyjedzie...

Ulica w Pompejach. Wystające kamienie to przejście dla pieszych, bo ulicą płynęły nieczystości.

4. Zobaczyć Neapol i umrzeć, to cytat bodajże  Goethego, ale chyba już nieaktualny. Tak brudnego i zaśmieconego miasta nie widziałam w życiu swoim, a i tak Pan Mąż nie zaprowadzał mnie w najgorsze miejsca. Mimo wszystko, ma ten Neapol jakiś swój urok, może dlatego, że niczego nie udaje, jest po prostu brudasem świadomym swojego brudu, ale nadal spod tego brudu prześwitują miejsca malownicze i urokliwe. Ma to wszystko razem jakiś dziwny wdzięk.

Neapol -Dzielnica Hiszpańska

5. Wybrzeże Amalfi - moim zdaniem przereklamowane, natomiast jeśli kiedyś będę bogata jak Bill Gates, będę mieszkać na Capri. Tam jest przepięknie (i czysto!), ale drogo jak cholera.

Positano

Krater Wezuwiusza

Widok na Neapol z Wesuwiusza

6. Wrażenie z cyklu must-see: wejscie na Wezuwiusz i zajrzenie do wnętrza krateru, oraz widok na Zatokę Neapolitańską, coś pięknego.

7. Kulinarnie, tym razem wielkich zachwytów nie było. Byliśmy w jednej bardzo dobrej restauracji rybnej. Pizza neapolitańska jest równie dobra w Poznaniu w Forni Rossi, a przy okazji udało nam się zjeść najgorszą pizzę w życiu i to w polecanej przez Lonely Planet jadłodajni DaFranco w Sorrento. Za to wino jest zacne, głównie Lacryma Christi, odkryliśmy również bardzo miły likier melonowy (meloncello). Okolice Sorrento słyną z limoncello, ale my tego akurat nie lubimy. Pan Mąż delektował się sokiem z sorrentyńskich cytryn, tam wyciskają go w barach na poczekaniu i jest dużo słodszy od soku ze zwykłych cytryn, można pić bez wykrzywiania buzi. I oczywiście nie można nie wspomnieć o mozzarelli da Buffalo i burracie, które właśnie z okolic Neapolu pochodzą. 

Mega wielkie cytryny na Capri

Sfogliatella z nadzieniem z ricotty w Cafe Gambrinus w Neapolu


1 komentarz:

  1. Ach, te kolory południa! Absolutnie nie jestem stworzona do życia w tej naszej szarości!!!

    OdpowiedzUsuń